„Zaczekaj z tym ślubem, Lila!” – Ucieczka panny młodej spod kontroli przyszłej teściowej

– Lila, nie tak się trzyma bukiet! – głos pani Grażyny, mojej przyszłej teściowej, przeszył ciszę w salonie jak nóż. Stałam przed lustrem w białej sukni, a ona poprawiała każdy mój gest, jakby to był jej własny ślub. Mama siedziała cicho w kącie, ściskając dłonie, jakby chciała zniknąć.

– Przepraszam – szepnęłam, choć nie wiedziałam już, za co właściwie przepraszam. Za to, że nie jestem jej córką? Że nie umiem być idealna?

Wszystko zaczęło się niewinnie. Michał był czuły, opiekuńczy, a jego rodzina wydawała się ciepła i otwarta. Ale im bliżej ślubu, tym bardziej czułam się jak marionetka w ich teatrze. Pani Grażyna wybierała kwiaty, suknię, nawet menu. Michał mówił: „Daj spokój, mama wie najlepiej”, a ja coraz częściej łapałam się na tym, że nie poznaję siebie w lustrze.

Pewnego wieczoru, gdy wróciłam do mieszkania, mama czekała na mnie z herbatą. – Lila, jesteś blada jak ściana. Co się dzieje?

– Mamo, ja… ja nie wiem, czy to wszystko ma sens – wyszeptałam. – Czuję się, jakbym już nie miała własnego życia.

Mama spojrzała na mnie z troską. – To twój ślub, twoje życie. Nie pozwól, żeby ktoś inny pisał twoją historię.

Ale jak miałam się sprzeciwić? Każda próba rozmowy z Michałem kończyła się kłótnią.

– Przesadzasz, Lila! Mama tylko chce dobrze. Po co się tak spinasz? – mówił, przewracając oczami.

– Ale to nie ona wychodzi za mąż! – wybuchałam. – Ja chcę mieć coś do powiedzenia!

– Zawsze musisz robić po swojemu, co? – rzucał i wychodził z pokoju.

Zaczęłam mieć koszmary. Śniło mi się, że stoję na ślubnym kobiercu, a zamiast Michała obok mnie stoi jego matka. Goście patrzą na mnie z politowaniem, a ja nie mogę się ruszyć, jakby ktoś przywiązał mnie do miejsca.

Dzień przed ślubem przyszła Grażyna zadzwoniła do mnie o szóstej rano.

– Lila, pamiętaj, żeby nie zakładać tej bransoletki od twojej babci. To nie pasuje do naszej koncepcji. I nie maluj się sama, przyjedzie nasza kosmetyczka.

– Ale ja chciałam…

– Lila, nie rób scen. To twój wielki dzień, nie zepsuj go sobie.

Zamknęłam oczy i poczułam łzy pod powiekami. Czy to naprawdę mój wielki dzień?

Wieczorem przyszła do mnie przyjaciółka, Kasia.

– Lila, wyglądasz jak duch. Co się dzieje?

Opowiedziałam jej wszystko. O kontroli, o tym, że nie mogę oddychać.

– To nie jest normalne – powiedziała stanowczo. – Jeśli teraz się nie postawisz, już zawsze będziesz żyła pod ich dyktando.

– Ale ja kocham Michała…

– A on kocha ciebie? Bo na razie wygląda na to, że kocha spokój swojej mamy.

Tej nocy nie spałam. Przewracałam się z boku na bok, a w głowie miałam tylko jedno pytanie: czy potrafię powiedzieć „nie”? Czy mam prawo odejść?

Rano, w dniu ślubu, patrzyłam na siebie w lustrze. Suknia była piękna, ale czułam się w niej jak w zbroi. Mama weszła do pokoju i objęła mnie.

– Lila, jeśli nie jesteś pewna… jeszcze możesz się wycofać. Nie musisz nikomu nic udowadniać.

Wtedy zadzwonił telefon. Michał.

– Lila, gdzie jesteś? Mama mówi, że fryzjerka już czeka!

– Michał… – głos mi zadrżał. – Musimy porozmawiać.

– Teraz? Zwariowałaś? Wszystko jest gotowe!

– Ale ja nie jestem gotowa – powiedziałam cicho.

Po drugiej stronie zapadła cisza.

– Co ty wygadujesz? Przecież wszystko zaplanowane! Goście jadą, sala opłacona!

– Michał… ja nie mogę tak żyć. Nie mogę być tylko dodatkiem do twojej rodziny.

Usłyszałam jego oddech, ciężki i urywany.

– Lila, proszę cię…

– Przepraszam – wyszeptałam i rozłączyłam się.

Mama patrzyła na mnie z niedowierzaniem.

– Lila…

– Mamo, ja nie chcę takiego życia. Nie chcę być tylko czyjąś żoną według cudzego scenariusza.

Wyszłam z domu w białej sukni, z bukietem w ręku. Ludzie patrzyli na mnie jak na wariatkę. Ale pierwszy raz od miesięcy poczułam się wolna.

Zadzwoniłam do Kasi.

– Możesz po mnie przyjechać?

– Już jadę!

Siedziałyśmy potem na ławce w parku. Kasia podała mi chusteczkę.

– I co teraz?

– Nie wiem – odpowiedziałam szczerze. – Ale przynajmniej to ja podjęłam decyzję.

Wieczorem zadzwonił Michał. Nie odebrałam. Wysłał wiadomość: „Nie rozumiem cię”.

Może nigdy mnie nie rozumiał.

Patrząc na zachodzące słońce, pomyślałam: Czy lepiej być samotną i wolną niż uwięzioną w złotej klatce? Czy ktoś z was miał odwagę powiedzieć „nie”, kiedy wszyscy oczekiwali „tak”?