Kiedy Mama Została Bizneswoman: Jak Jej Ambicje Rozdarły Naszą Rodzinę
– No i co teraz? – zapytała mama, patrząc na mnie z oczami pełnymi determinacji, ale i rozczarowania. Stałyśmy w kuchni, gdzie jeszcze niedawno pachniało domowym rosołem, a dziś unosił się zapach kawy z nowego ekspresu, który miał być symbolem jej sukcesu. – Nie możemy się poddać, Aniu. To nasza szansa!
Patrzyłam na nią i czułam, jak narasta we mnie bunt. Przecież to nie była moja szansa. To była jej obsesja. Mama mojego męża, pani Zofia, zawsze była kobietą z charakterem. Po przejściu na emeryturę przez chwilę cieszyła się wolnością – wyjazdy do sanatorium, spacery po parku, spotkania z koleżankami. Ale szybko zaczęła się nudzić. Pewnego dnia przyszła do nas z pomysłem: otwieramy rodzinną kawiarnię.
– Wiesz, Aniu, zawsze marzyłam o własnym miejscu. Ty świetnie pieczesz ciasta, Tomek zna się na komputerach, a ja… ja mam doświadczenie w zarządzaniu ludźmi! – mówiła z entuzjazmem.
Nie chciałam jej ranić, więc przytaknęłam. Mój mąż Tomek też nie miał odwagi odmówić matce. W końcu to ona nas wspierała przez lata – pomagała przy dzieciach, pożyczała pieniądze na remont mieszkania. Czuliśmy się zobowiązani.
Pierwsze tygodnie były jak z filmu: malowanie ścian, wybieranie mebli, testowanie przepisów. Dzieciaki biegały między stolikami, a mama już planowała menu na święta. Ale szybko okazało się, że prowadzenie kawiarni to nie bajka.
– Ania! Dlaczego te serniki są takie blade? Klienci chcą czegoś wyjątkowego! – krzyczała mama przez drzwi kuchni.
– Mamo, robię je według twojego przepisu… – próbowałam się tłumaczyć.
– To zmień przepis! Musimy być najlepsi!
Z dnia na dzień atmosfera gęstniała. Mama zaczęła traktować nas jak pracowników, nie jak rodzinę. Tomek coraz częściej zamykał się w piwnicy pod pretekstem naprawiania ekspresu do kawy. Ja czułam się jak w pułapce – między lojalnością wobec niej a własnym poczuciem wartości.
Pewnego wieczoru usiedliśmy z Tomkiem w kuchni.
– Nie dam już rady – powiedział cicho. – Mama nas wykończy.
– Przecież nie możemy jej zostawić samej… – szepnęłam.
– A co z nami? Z dziećmi? Przecież one też już mają dość tej kawiarni!
Miał rację. Nasza córka Ola przestała zapraszać koleżanki do domu, bo wstydziła się, że musi pomagać w zmywaniu naczyń po godzinach lekcyjnych. Syn Kuba zaczął mieć problemy w szkole – nauczycielka mówiła, że jest rozkojarzony i zmęczony.
Mama tego nie widziała. Dla niej liczył się tylko biznes. Każda krytyka była atakiem na jej marzenia.
– Wy nic nie rozumiecie! – krzyczała pewnego dnia, gdy zasugerowałam, żebyśmy ograniczyli godziny otwarcia. – Ja poświęciłam dla was wszystko! Teraz wy możecie zrobić coś dla mnie!
Poczułam wtedy ogromną złość i bezradność. Czy naprawdę musimy płacić tak wysoką cenę za czyjeś niespełnione ambicje?
Wkrótce zaczęły się kłótnie o pieniądze. Kawiarnia nie przynosiła zysków. Zaczęliśmy dokładać z własnych oszczędności. Mama upierała się przy nowych inwestycjach – chciała kupić profesjonalny piec i zatrudnić baristę.
– Mamo, nie mamy już pieniędzy! – powiedział Tomek stanowczo.
– To pożyczymy! Przecież to tylko kwestia czasu, aż wszystko ruszy!
Wtedy pękłam.
– Dość! – krzyknęłam. – Nie chcę już tak żyć! Nie chcę być twoją pracownicą! Chcę być córką i matką dla swoich dzieci!
Mama spojrzała na mnie jak na obcą osobę.
– Myślałam, że jesteś silniejsza… – wyszeptała i wyszła trzaskając drzwiami.
Przez kilka dni nie odzywałyśmy się do siebie. W domu panowała cisza pełna żalu i niedopowiedzeń. Dzieci pytały, czy wszystko będzie dobrze. Tomek próbował łagodzić sytuację, ale sam był na skraju załamania.
W końcu usiadłam z mamą przy kuchennym stole.
– Mamo… Przepraszam, ale musimy coś zmienić. Ta kawiarnia nas niszczy. Może spróbujesz prowadzić ją sama? Albo znajdziemy kogoś do pomocy?
Mama długo milczała.
– Bałam się samotności – powiedziała w końcu cicho. – Myślałam, że jeśli będziemy razem pracować, nic nas nie rozdzieli…
Objęłam ją i obie płakałyśmy długo.
Dziś kawiarnia nadal istnieje, ale prowadzi ją mama z pomocą sąsiadki pani Haliny. My wróciliśmy do swojego życia – dzieci do szkoły, Tomek do pracy w biurze, ja do pieczenia ciast tylko na rodzinne okazje.
Czasem odwiedzam mamę w kawiarni i widzę w jej oczach cień smutku, ale też dumy. Może każdy musi znaleźć własną drogę do szczęścia?
Czy można kochać kogoś i jednocześnie postawić granice? Czy rodzina powinna zawsze być razem – nawet jeśli to boli?