Wróciłam wcześniej z pracy i usłyszałam śmiech w kuchni. To nie był mój mąż ani dzieci – tylko obca kobieta przy stole
Zamarłam z ręką na klamce. W moim mieszkaniu, w środku dnia, rozbrzmiewał śmiech – kobiecy, obcy, niepasujący do ciszy, którą znałam na pamięć. Przez sekundę pomyślałam, że może zostawiłam radio włączone, ale przecież zawsze sprawdzam wszystko dwa razy. Przeszedł mnie dreszcz, gdy zobaczyłam cień przesuwający się po ścianie kuchni.
Weszłam powoli, starając się nie robić hałasu. Z kuchni dobiegały głosy – mój mąż Paweł i ona. Siedzieli naprzeciwko siebie przy stole, na którym stały dwie filiżanki kawy i talerz z moimi ulubionymi ciastkami. Kobieta miała rude włosy spięte w niedbały kok, ubrana była w jasny sweter. Śmiała się z czegoś, co powiedział Paweł, a on patrzył na nią z tym samym uśmiechem, który kiedyś był tylko dla mnie.
– O, Aniu… – Paweł podniósł wzrok i zbladł. – Ty już w domu?
Nie odpowiedziałam od razu. Próbowałam zapanować nad drżeniem rąk. Kobieta spojrzała na mnie z lekkim zakłopotaniem, ale nie wyglądała na speszoną.
– Przepraszam, nie wiedziałam, że…
– Kim pani jest? – przerwałam jej ostrzej, niż zamierzałam.
– To… to Magda – powiedział Paweł szybko. – Koleżanka z pracy. Przyszła tylko na chwilę…
Magda uśmiechnęła się przepraszająco. – Przepraszam, nie chciałam przeszkadzać.
Poczułam, jakby ktoś wylał mi na głowę kubeł lodowatej wody. Koleżanka z pracy? W naszym domu? W środku dnia? Przy moich ciastkach?
– Może powinnam już iść – powiedziała Magda i zaczęła zbierać swoje rzeczy.
Nie zatrzymałam jej. Stałam w progu kuchni jak słup soli, patrząc jak wychodzi. Paweł próbował coś mówić, tłumaczyć się, ale nie słuchałam. W głowie miałam tylko jedno pytanie: od kiedy moje życie stało się obce?
Wieczorem dzieci wróciły ze szkoły i wszystko wyglądało jak zwykle. Kolacja, lekcje, bajka na dobranoc. Ale ja czułam się jak aktorka w kiepskim przedstawieniu. Paweł próbował mnie objąć, ale odsunęłam się.
– Aniu, to naprawdę nic takiego – zaczął cicho. – Magda miała problem w pracy, chciała pogadać…
– U nas w kuchni? – przerwałam mu. – W środku dnia? Bez słowa?
Westchnął ciężko. – Nie chciałem cię martwić.
– To już za późno.
Przez kolejne dni unikaliśmy się jak ognia. Paweł wychodził wcześniej do pracy i wracał późno. Ja rzuciłam się w wir obowiązków: dzieci, zakupy, pranie. Ale nocami nie mogłam spać. W głowie słyszałam ten śmiech – jasny, pewny siebie, zupełnie inny niż mój.
Zaczęłam podejrzewać wszystko: jego wiadomości w telefonie, nagłe wyjazdy służbowe, nawet zapach nowych perfum na jego koszuli. Czułam się upokorzona i bezradna. Kiedyś ufałam Pawłowi bezgranicznie. Teraz każde jego słowo wydawało mi się kłamstwem.
Pewnego wieczoru zebrałam się na odwagę.
– Powiedz mi prawdę – powiedziałam cicho. – Czy coś was łączy?
Paweł spuścił wzrok.
– Aniu… To nie tak…
– Więc jak? – głos mi się załamał.
Milczał długo. W końcu usiadł naprzeciwko mnie przy stole.
– Byłem zmęczony… Samotny… Ty ciągle zajęta dziećmi, domem… Magda po prostu mnie wysłuchała. Nic więcej się nie stało. Przysięgam.
Nie wierzyłam mu do końca. Ale nie miałam siły drążyć dalej.
Przez kolejne tygodnie żyliśmy obok siebie jak współlokatorzy. Dzieci coś wyczuwały – młodszy syn zapytał mnie pewnego dnia:
– Mamo, czemu jesteś smutna?
Nie umiałam odpowiedzieć.
W pracy też nie było lepiej. Koleżanki patrzyły na mnie ze współczuciem, choć nic im nie mówiłam. Czułam się jakby wszyscy wiedzieli o moim upokorzeniu.
Pewnego dnia spotkałam Magdę na mieście. Szła z zakupami, uśmiechnięta i pewna siebie. Zatrzymała się na chwilę.
– Aniu… Przepraszam za tamto. Naprawdę nie chciałam niczego psuć.
Patrzyłam na nią długo.
– Czy on ci coś obiecywał?
Zawahała się.
– Nie… Ale chyba chciałby być szczęśliwy.
Te słowa zabolały bardziej niż wszystko inne.
Wieczorem usiadłam sama w kuchni. Spojrzałam na zdjęcie naszej rodziny na lodówce: ja, Paweł i dzieci na wakacjach nad morzem. Wszyscy uśmiechnięci, szczęśliwi. Czy to jeszcze możliwe?
Paweł wszedł do kuchni i usiadł naprzeciwko mnie.
– Aniu… Chcę spróbować jeszcze raz. Dla nas. Dla dzieci.
Patrzyłam na niego długo. Widziałam zmęczenie w jego oczach i cień dawnej czułości.
– Nie wiem, czy potrafię ci jeszcze zaufać – powiedziałam szczerze.
– Proszę… Daj mi szansę.
Nie odpowiedziałam od razu. Wiedziałam tylko jedno: już nigdy nie będę tą samą osobą.
Czasem zastanawiam się: czy można odbudować coś, co pękło tak głęboko? Czy warto walczyć o rodzinę za wszelką cenę? Może lepiej odejść i zacząć wszystko od nowa? Co byście zrobili na moim miejscu?