Nowy początek: Historia Radka i walka o prawdziwą rodzinę – czy można nauczyć się kochać od nowa?

– Radek, znowu siedzisz przy oknie? – głos pani Ewy przeszył ciszę jak ostrze. – Przecież mówiłam, że kolacja gotowa.

Nie odpowiedziałem. Patrzyłem na ciemniejące niebo nad blokami na Pradze, gdzie światła zapalały się jedno po drugim. Każde okno to czyjeś życie, czyjaś rodzina. Ja miałem tylko swoje odbicie w szybie i echo własnych myśli.

– Słyszysz mnie w ogóle? – Ewa weszła do pokoju, jej kroki były szybkie i zdecydowane. – Nie możesz wiecznie uciekać w swoje myśli. Jesteś tu z nami. Jesteś częścią tej rodziny.

Zacisnąłem pięści. Chciałem jej uwierzyć, naprawdę chciałem. Ale po tylu latach w domu dziecka, po tylu obietnicach, które rozpadły się jak domek z kart, nie potrafiłem tak po prostu zaufać. Każdy dotyk, każde dobre słowo wydawało się podejrzane, jakby za chwilę miało zniknąć.

Marek, jej mąż, próbował być „tym fajnym”. – Radek, chodź, obejrzymy mecz! – wołał czasem z salonu. Ale ja nie znałem zasad gry. Nie znałem zasad żadnej gry rodzinnej.

W szkole byłem „tym z domu dziecka”. Nauczyciele patrzyli na mnie z litością albo z niechęcią. Koledzy śmiali się z mojej starej kurtki i tego, że nie wiedziałem, co to są ferie w Zakopanem czy wakacje nad morzem. Kiedyś próbowałem się zaprzyjaźnić z Kubą z klasy, ale jego mama powiedziała mu potem: „Z takimi lepiej nie zadawać się za blisko”.

Wszystko zmieniło się pewnego wieczoru. Była burza. Ewa krzątała się po kuchni, a ja siedziałem skulony w swoim pokoju. Nagle usłyszałem trzask tłuczonego szkła i jej krzyk. Wbiegłem do kuchni – Ewa stała przy zlewie, trzymając się za rękę, krew kapała na podłogę.

– Marek! – krzyknąłem przez łzy. – Marek!

Przybiegł natychmiast. Widziałem strach w jego oczach, ale też coś jeszcze – troskę. Pomógł Ewie usiąść, przyłożył ręcznik do rany. Ja stałem jak sparaliżowany.

– Radek, podaj mi apteczkę! – Marek spojrzał na mnie stanowczo.

Pobiegłem po nią i wtedy pierwszy raz poczułem się potrzebny. Nie byłem już tylko „tym dzieckiem z domu dziecka”. Byłem kimś ważnym.

Po tym wieczorze coś się zmieniło. Ewa zaczęła częściej rozmawiać ze mną o swoich uczuciach. Opowiadała o swoim dzieciństwie na wsi pod Lublinem, o tym jak sama bała się ciemności i burz. Marek zabrał mnie na mecz Legii Warszawa – pierwszy raz w życiu czułem się częścią czegoś większego.

Ale stare lęki wracały nocami. Śniło mi się, że znów jestem sam w pustym pokoju domu dziecka, że nikt po mnie nie przychodzi. Budziłem się zlany potem, a serce waliło mi jak młotem.

Pewnego dnia Ewa znalazła mnie płaczącego pod biurkiem.

– Radek…

Nie chciałem na nią patrzeć. Bałem się jej współczucia.

– Wiem, że boisz się zaufać – powiedziała cicho. – Ale my nigdzie nie pójdziemy. Nawet jeśli będziesz miał gorsze dni.

– Skąd możesz to wiedzieć? – wybuchłem nagle. – Wszyscy mówili to samo! Mama… tata… ciocia Anka… Każdy obiecywał!

Ewa uklękła obok mnie.

– Nie jestem nimi. Ale rozumiem twój strach. I będę tu tak długo, jak będziesz tego potrzebował.

Nie odpowiedziałem wtedy nic. Ale jej słowa zostały ze mną na długo.

Minęły miesiące. Zacząłem lepiej radzić sobie w szkole, choć nadal miałem problemy z matematyką. Marek pomagał mi wieczorami, czasem krzyczał ze złością, ale potem przepraszał i tłumaczył jeszcze raz. Zaczęliśmy razem gotować obiady w weekendy – śmialiśmy się przy lepieniu pierogów, a Ewa mówiła wtedy: „To jest właśnie rodzina”.

Najtrudniejszy był pierwszy Dzień Dziecka w nowym domu. Wszyscy dostali prezenty – ja też. Ale najbardziej zapamiętałem nie nowy rower, tylko kartkę od Ewy: „Radku, jesteś naszym synem – nawet jeśli czasem trudno ci w to uwierzyć”.

Płakałem wtedy długo.

Ale życie nie jest bajką. Pewnego dnia zadzwoniła do mnie biologiczna matka. Chciała się spotkać.

– Radek… wiem, że zawiodłam… ale może dasz mi szansę?

Serce waliło mi jak oszalałe. Powiedziałem Ewie o telefonie.

– To twoja decyzja – powiedziała spokojnie, choć widziałem łzy w jej oczach.

Spotkałem się z mamą w kawiarni przy dworcu Wileńskim. Była chuda, zmęczona życiem.

– Przepraszam cię… Nie umiałam być dobrą matką…

Nie wiedziałem co powiedzieć. Chciałem ją przytulić i jednocześnie uciec jak najdalej.

Po powrocie do domu długo milczałem.

– Kochasz ją? – zapytała Ewa cicho.

– Nie wiem… Chyba tak… Ale boję się jej zaufać…

Ewa przytuliła mnie mocno.

– Można kochać więcej niż jedną osobę. Ale to ty decydujesz, komu dasz drugą szansę.

Dziś mam 17 lat i nadal uczę się ufać ludziom i sobie samemu. Czasem boję się, że wszystko to zniknie jak sen… Ale coraz częściej wierzę, że zasługuję na miłość i rodzinę.

Czy można nauczyć się kochać od nowa? Czy wybaczenie naprawdę leczy rany? Może wy też kiedyś baliście się zaufać…