Wesele syna, a serce matki niepokojem przepełnione…

— Mamo, wyglądasz cudownie — usłyszałam, zanim jeszcze zdążyłam zamknąć drzwi samochodu. Sławek, mój młodszy syn, stał na schodach z szerokim uśmiechem, a jego oczy błyszczały tym dziecięcym zachwytem, który pamiętałam z czasów, gdy był jeszcze chłopcem. — Jakbyś się zakochała — dodał z przekąsem, ściskając mnie mocno.

Uśmiechnęłam się, choć w środku czułam tylko ciężar. Wesele Aleksandra, mojego pierworodnego, miało być najpiękniejszym dniem w naszej rodzinie. A ja… ja nie potrafiłam się cieszyć. Przyjechałam dwa dni wcześniej, żeby pomóc w przygotowaniach i poznać rodziców Julki, przyszłej synowej. Wszyscy byli dla mnie mili, ale czułam się jak intruz. W powietrzu wisiała jakaś niewypowiedziana niepewność, której nie potrafiłam nazwać.

W kuchni krzątała się pani Wanda, matka Julki. — Tamaro, może kawy? — zaproponowała, zerkając na mnie z ukosa. — Dziękuję, chętnie — odpowiedziałam, starając się brzmieć naturalnie. Ale w mojej głowie kłębiły się myśli. Czy Aleksander naprawdę jest szczęśliwy? Czy Julka go kocha? Czy ja, jego matka, nie tracę go na zawsze?

Wieczorem, gdy wszyscy już poszli spać, usiadłam na tarasie z kubkiem herbaty. Aleksander wyszedł do mnie w piżamie, z lekko zmierzwionymi włosami. — Mamo, wszystko w porządku? — zapytał, siadając obok. — Tak, synku. Po prostu… to dla mnie wielki dzień. — Wiem, mamo. Ale przecież nie tracisz mnie. — Uśmiechnął się, ale w jego oczach zobaczyłam cień. — Julka jest wspaniała. Chcę, żebyś ją polubiła. — Aleksandrze, ja się staram… — zaczęłam, ale przerwał mi. — Wiem. Ale czasem mam wrażenie, że nie chcesz jej zaakceptować. — To nie tak… — szepnęłam, ale on już wstał i wrócił do domu.

Następnego dnia rano dom wypełnił się gośćmi. Eleganckie stroje, szampan, muzyka. Wszystko jak należy. Ale ja czułam się coraz bardziej obca. Sławek próbował mnie rozbawić, opowiadał żarty, ale widziałam, że i on jest spięty. — Mamo, nie przejmuj się. Aleksander wie, że go kochasz — szepnął, ściskając moją dłoń. — Ale czy to wystarczy? — zapytałam sama siebie w myślach.

Wreszcie nadszedł moment ślubu. Aleksander i Julka stali przed ołtarzem, trzymając się za ręce. Patrzyłam na nich i nagle poczułam ukłucie zazdrości. Julka miała teraz wszystko, co kiedyś było moje — miłość mojego syna, jego zaufanie, jego przyszłość. Czy to normalne, że matka czuje się tak samotna w dniu ślubu własnego dziecka?

Po ceremonii wszyscy ruszyli do sali weselnej. Stoły uginały się od jedzenia, orkiestra grała na całego. Goście tańczyli, śmiali się, a ja… ja siedziałam w kącie, obserwując Aleksandra i Julkę. Byli szczęśliwi, ale widziałam, że Aleksander co chwilę zerka w moją stronę. Czy martwił się o mnie? Czy czuł mój niepokój?

W pewnym momencie podeszła do mnie Julka. — Pani Tamaro, zatańczymy? — zapytała nieśmiało. Spojrzałam na nią zaskoczona. — Oczywiście — odpowiedziałam, choć serce waliło mi jak młotem. Na parkiecie Julka ścisnęła moją dłoń. — Wiem, że nie jest pani łatwo. Ale naprawdę kocham Aleksandra. Chciałabym, żebyśmy się zaprzyjaźniły. — Uśmiechnęła się, a w jej oczach zobaczyłam szczerość. — Ja… ja też tego chcę — wyszeptałam, czując, jak łzy napływają mi do oczu.

Po tańcu wróciłam do stołu. Sławek usiadł obok mnie. — I jak? — zapytał z uśmiechem. — Chyba… chyba będzie dobrze — odpowiedziałam, choć sama nie byłam tego pewna.

Noc weselna ciągnęła się w nieskończoność. Goście bawili się do białego rana, a ja wciąż czułam ten dziwny ciężar. W pewnym momencie Aleksander podszedł do mnie i przytulił mnie mocno. — Dziękuję, mamo. Za wszystko. — Spojrzał mi w oczy i zobaczyłam w nich wdzięczność, ale też smutek. — Przepraszam, jeśli cię zawiodłem. — Nie zawiodłeś mnie, synku. Po prostu… trudno mi się pogodzić z tym, że już nie jesteś moim małym chłopcem. — Zawsze będę twoim synem — szepnął, a ja poczułam, jak łzy spływają mi po policzkach.

Rano, gdy wszyscy już spali, wyszłam na taras. Słońce wschodziło powoli, a ja patrzyłam na pusty ogród. Czy naprawdę powinnam się cieszyć, czy pozwolić sobie na żal? Czy każda matka musi przejść przez ten ból, kiedy jej dziecko zaczyna własne życie?

Może to właśnie jest miłość — pozwolić odejść, nawet jeśli serce pęka. Ale czy kiedykolwiek przestanę się martwić o Aleksandra? Czy kiedyś zaakceptuję, że nie jestem już najważniejszą kobietą w jego życiu?

Czasem zastanawiam się, czy to ja jestem zbyt wymagająca, czy po prostu nie potrafię pogodzić się z dorosłością własnego dziecka. A może każda matka czuje to samo? Co wy byście zrobili na moim miejscu?