Kiedy dzieci pytają o spadek, zanim zdążysz się pożegnać – historia Vesny

– Mamo, a kiedy w końcu napiszecie z tatą testament? – zapytała nagle Ana, odkładając widelec na talerz. W pokoju zapadła cisza tak gęsta, że aż słyszałam własny oddech. Dario, mój syn, spojrzał na mnie z niepokojem, ale nie zaprzeczył siostrze. Ivan, mój mąż, zamarł z kawałkiem schabowego na widelcu.

Przez chwilę miałam wrażenie, że śnię. Przecież to był zwykły niedzielny obiad – rosół, schabowe, ziemniaki, ogórki kiszone. Zapachy dzieciństwa, bezpieczeństwa. A tu nagle… śmierć. Moja śmierć. Nasza śmierć.

– Co wy mówicie? – wydusiłam w końcu, czując jak serce wali mi w piersi. – Przecież jesteśmy jeszcze młodzi!

Ana wzruszyła ramionami. – Mamo, to nie o to chodzi. Po prostu… lepiej wszystko uporządkować, zanim coś się stanie. Widzisz, jak było u cioci Krysi – jej dzieci do dziś się kłócą o mieszkanie.

Dario spuścił wzrok. – Nie chcemy się potem szarpać, mamo. Chcemy wiedzieć, co i jak.

Ivan odłożył widelec i spojrzał na mnie. W jego oczach zobaczyłam coś, czego nie widziałam od lat – lęk. Lęk przed przemijaniem.

Tego wieczoru długo nie mogłam zasnąć. Leżałam obok Ivana i słuchałam jego równomiernego oddechu. W głowie dudniły mi słowa dzieci. Czy naprawdę już jestem tylko sumą tego, co po mnie zostanie? Czy dla nich liczy się tylko mieszkanie na Mokotowie i działka pod Warszawą?

Następnego dnia w pracy nie mogłam się skupić. Koleżanka z biura, Jola, zauważyła, że jestem rozkojarzona.

– Coś się stało? – zapytała.

Opowiedziałam jej wszystko. Jola westchnęła ciężko.

– U mnie było to samo. Moja córka już w liceum pytała, czy dostanie mieszkanie po babci. Czasy się zmieniły, Vesna. Ludzie boją się o przyszłość.

Ale czy to usprawiedliwia takie pytania? Czy ja kiedyś zapytałam moją mamę o testament? Nie pamiętam. Może byłam inna, może czasy były inne.

Przez kolejne dni atmosfera w domu była napięta. Unikaliśmy z Ivanem rozmów o testamencie, ale temat wisiał w powietrzu jak ciężka chmura przed burzą. Ana i Dario przychodzili rzadziej, a kiedy już byli, rozmawiali ze sobą szeptem.

Pewnego wieczoru usłyszałam ich rozmowę na korytarzu.

– Musimy to załatwić, zanim coś się stanie – mówiła Ana. – Wiesz, że mama ma problemy z sercem.

– Ale to głupio tak naciskać… – odpowiedział Dario cicho.

– Lepiej teraz niż potem się kłócić.

Zrobiło mi się zimno. Czy naprawdę jestem już tylko „problemem do załatwienia”? Czy moje dzieci myślą o mnie jak o starzejącym się meblu?

W końcu zebrałam się na odwagę i zaprosiłam ich na rozmowę.

– Chcecie testamentu? – zaczęłam ostro, patrząc im prosto w oczy. – To powiedzcie mi szczerze: dlaczego? Czy naprawdę myślicie tylko o tym, co po nas zostanie?

Ana spuściła wzrok. – Mamo… boimy się. Boimy się, że kiedyś się pokłócimy. Że coś nas poróżni. Chcemy mieć pewność.

Dario dodał: – To nie tak, że chcemy waszej śmierci. Po prostu… życie jest nieprzewidywalne.

Poczułam łzy pod powiekami. Przypomniałam sobie własne dzieciństwo – jak moi rodzice walczyli o każdy grosz, jak dzielili się wszystkim, co mieli. Nigdy nie myślałam o tym, co po nich odziedziczę. Liczyła się obecność, ciepło, wspólne święta.

– A co z miłością? – zapytałam cicho. – Czy ona też jest do podziału?

Nikt nie odpowiedział.

Z Ivanem długo rozmawialiśmy tej nocy. On był bardziej pragmatyczny – uważał, że testament to po prostu formalność, zabezpieczenie przyszłości dzieci. Ja czułam się zdradzona. Jakby ktoś wyrwał mi kawałek serca.

W końcu zdecydowaliśmy się napisać testament. Ale zanim to zrobiliśmy, zaprosiłam Anę i Daria na wspólny spacer po Łazienkach.

– Chcę wam coś powiedzieć – zaczęłam, kiedy usiedliśmy na ławce pod wielkim dębem. – Testament napiszemy. Ale chcę, żebyście wiedzieli jedno: najważniejsze, co możecie po nas odziedziczyć, to miłość i szacunek do siebie nawzajem. Jeśli tego nie będziecie mieli, żadne mieszkanie was nie uratuje.

Ana rozpłakała się. Dario objął ją ramieniem.

– Przepraszamy, mamo – powiedziała przez łzy. – Nie chcieliśmy cię zranić.

Wtedy zrozumiałam, że strach przed przyszłością potrafi zniszczyć nawet najbliższe relacje. Ale też, że rozmowa – szczera, bolesna – może je uratować.

Dziś testament leży w szufladzie. Ale ważniejsze jest to, że znów potrafimy ze sobą rozmawiać. Czy jednak kiedyś przestaniemy się bać o to, co zostanie po nas – i zaczniemy naprawdę żyć tu i teraz?

Czasem patrzę na swoje dzieci i pytam siebie: czy naprawdę można podzielić miłość na pół? A może najważniejsze dziedzictwo to to, czego nie da się zapisać w żadnym testamencie?