Kiedy Teściowa Przejmuje Małżeństwo: Moja Walka o Miłość z Piotrem
— Nie rozumiesz, Marto, to nie jest takie proste! — Piotr podniósł głos, a ja poczułam, jak łzy napływają mi do oczu. Stałam w kuchni, ściskając kubek z zimną już herbatą, i patrzyłam na niego z niedowierzaniem. Właśnie wrócił od swojej matki, pani Haliny, i znowu miał dla mnie listę rzeczy, które powinnam robić inaczej. — Twoja mama nie mieszka z nami, Piotrze! — wybuchłam. — Ale to ona decyduje, co jemy na obiad, jak urządzamy mieszkanie i kiedy powinniśmy mieć dziecko! Czy ty naprawdę tego nie widzisz?
Piotr spuścił wzrok. — Ona tylko chce dla nas dobrze. — Jego głos był cichy, niemal przepraszający. — Może powinnaś jej posłuchać, ona ma więcej doświadczenia…
Wtedy poczułam, jakby ktoś wyciągnął ze mnie powietrze. To nie był pierwszy raz, kiedy czułam się w naszym domu jak intruz. Pani Halina od początku naszego związku dawała mi do zrozumienia, że nigdy nie będę wystarczająco dobra dla jej syna. Na naszym ślubie patrzyła na mnie z chłodnym uśmiechem, a potem, kiedy zamieszkaliśmy razem, zaczęła pojawiać się coraz częściej. Najpierw z zupą, potem z radami, aż w końcu z pretensjami.
Pamiętam, jak pewnego dnia weszłam do mieszkania i zobaczyłam ją w naszej sypialni. Przekładała moje ubrania w szafie. — Chciałam tylko trochę tu posprzątać — powiedziała z uśmiechem. — Wiem, że pracujesz dużo, a Piotrek nie potrafi zadbać o porządek. — Czułam się upokorzona, ale Piotr tylko wzruszył ramionami. — Mama chce pomóc — powtarzał jak mantrę.
Z czasem zaczęłam się wycofywać. Przestałam zapraszać znajomych, bo bałam się, że pani Halina wpadnie bez zapowiedzi i zrobi mi wstyd. Przestałam mówić Piotrowi o swoich problemach, bo wiedziałam, że wszystko i tak powie matce. Czułam się coraz bardziej samotna.
Najgorsze przyszło jednak później. Po dwóch latach małżeństwa zaczęły się pytania o dziecko. Najpierw delikatne sugestie, potem coraz bardziej natarczywe komentarze. — Marto, nie jesteś już taka młoda — mówiła pani Halina, patrząc na mnie z góry. — Może powinnaś iść do lekarza? Może coś jest nie tak?
Piotr początkowo mnie bronił, ale z czasem i on zaczął powtarzać słowa matki. — Może powinniśmy się przebadać? — zaproponował pewnego wieczoru, a ja poczułam się, jakby ktoś mnie uderzył. Przebadaliśmy się. Wyniki były dobre, ale wtedy wydarzyło się coś, czego nigdy nie zapomnę.
Pewnego dnia, wracając z pracy, usłyszałam rozmowę Piotra z matką przez telefon. — Ona nie może mieć dzieci, mamo. Lekarz powiedział, że to jej wina — mówił cicho, jakby się bał, że go usłyszę. Zamarłam. To nie była prawda. Lekarz powiedział, że wszystko jest w porządku. Skąd więc to kłamstwo?
Wieczorem skonfrontowałam Piotra. — Dlaczego powiedziałeś mamie, że jestem bezpłodna? — zapytałam drżącym głosem. Zbladł. — Przepraszam, Marto… Ona nie dawała mi spokoju. Musiałem coś powiedzieć, żeby przestała naciskać…
Wtedy coś we mnie pękło. — Czy ty w ogóle mnie kochasz? Czy jesteś w stanie mnie bronić? — krzyczałam, a on tylko patrzył na mnie bezradnie. — Nie wiem już, co mam robić — wyszeptał.
Od tamtej pory nasze życie zamieniło się w koszmar. Pani Halina zaczęła mnie unikać, a kiedy już się pojawiała, patrzyła na mnie z litością. — Wiem, że to nie twoja wina, Marto — mówiła teatralnie. — Nie każdy może mieć dzieci. Ale Piotrek zasługuje na rodzinę…
Czułam się jak przedmiot, jak problem, który trzeba rozwiązać. Piotr coraz częściej wychodził z domu, wracał późno, unikał rozmów. Próbowałam z nim rozmawiać, prosiłam, żebyśmy poszli na terapię, ale on tylko wzruszał ramionami. — Może tak musi być — powtarzał.
W końcu zaczęłam myśleć o rozwodzie. Nie chciałam żyć w kłamstwie, nie chciałam być ofiarą cudzych oczekiwań. Ale bałam się. Bałam się samotności, bałam się opinii rodziny i znajomych. W Polsce rozwód to wciąż temat tabu, zwłaszcza w małych miastach. Moja mama płakała przez telefon, błagała, żebym jeszcze spróbowała. — Małżeństwo to nie jest bajka, Marto. Trzeba walczyć — mówiła.
Ale ja już nie miałam siły walczyć. Pewnego wieczoru spakowałam walizkę i wyszłam. Piotr nawet nie próbował mnie zatrzymać. Pani Halina zadzwoniła do mnie następnego dnia. — Wiedziałam, że tak to się skończy — powiedziała chłodno. — Piotrek zasługuje na kogoś lepszego.
Dziś mieszkam sama w małym mieszkaniu na obrzeżach Warszawy. Uczę się na nowo żyć, odbudowuję siebie kawałek po kawałku. Czasem budzę się w nocy i pytam samą siebie: czy mogłam zrobić coś inaczej? Czy miłość naprawdę wystarczy, gdy brakuje zaufania i prawdy?
Może są wśród was tacy, którzy przeżyli coś podobnego? Czy można wybaczyć kłamstwo, które niszczy wszystko? Czy warto walczyć o miłość, gdy druga strona nie potrafi postawić granic? Czasem myślę, że lepiej być samą niż żyć w cieniu cudzych oczekiwań.