Moja własna siostra chce mój dom – a mama ją wspiera! Czy rodzina kiedyś zrozumie, że też jestem tylko człowiekiem?
– Zosiu, przecież wiesz, że Ania ma trudniej. Ty zawsze sobie poradzisz – głos mamy drżał, ale nie było w nim cienia wątpliwości. Stałyśmy we trzy w moim salonie, a ja czułam, jak ściany mojego wymarzonego mieszkania zaczynają się kurczyć.
Patrzyłam na moją młodszą siostrę, która z opuszczonym wzrokiem bawiła się kluczykiem do samochodu. Ania zawsze była tą delikatniejszą, tą, którą trzeba było chronić. Ja – Zofia – byłam tą silną, tą, która nie płacze i nie narzeka. Ale dziś miałam ochotę krzyczeć.
– Mamo, to jest moje mieszkanie. Sama na nie zapracowałam – powiedziałam cicho, ale stanowczo. Czułam, jak serce wali mi w piersi. Przez chwilę miałam nadzieję, że mama to usłyszy. Że zobaczy we mnie nie tylko córkę od wszystkiego, ale też człowieka z własnymi potrzebami.
Mama westchnęła ciężko i spojrzała na mnie z wyrzutem. – Zosiu, Ania właśnie straciła pracę. Z Michałem mają małe dziecko. Ty jesteś sama, możesz wynająć coś mniejszego…
Zacisnęłam pięści. Przez całe życie słyszałam, że muszę być lepsza. Że muszę udowodnić, że dam radę. Kiedy byłam dzieckiem i dostałam czwórkę zamiast piątki, mama mówiła: „Ania jest młodsza, jej wolno”. Kiedy Ania rozbiła samochód taty, ja musiałam tłumaczyć się za nią. Teraz miałam oddać jej wszystko, na co pracowałam przez lata?
– To niesprawiedliwe – wyszeptałam. – Nikt mnie nie pyta, czego ja chcę.
Ania podniosła wzrok i spojrzała na mnie z mieszaniną żalu i winy. – Zosiu… Ja nie chcę cię skrzywdzić. Ale naprawdę nie mamy gdzie się podziać.
Poczułam łzy pod powiekami. Przez chwilę chciałam ją przytulić, powiedzieć: „Dobrze, weźcie mieszkanie”. Ale coś we mnie pękło.
– A co ze mną? – zapytałam drżącym głosem. – Czy ktoś się zastanowił, gdzie ja pójdę? Czy naprawdę jestem tylko tą silną Zosią od rozwiązywania problemów?
Mama spojrzała na mnie z irytacją. – Przestań dramatyzować. Jesteś dorosła. Poradzisz sobie.
Wtedy zrozumiałam, że dla nich zawsze będę tylko tłem dla Ani. Moje sukcesy były oczywiste, moje porażki – niewidzialne. Przypomniałam sobie wszystkie wieczory spędzone nad projektami w pracy, wszystkie weekendy bez odpoczynku, żeby tylko mieć na wkład własny do tego mieszkania.
– Nie oddam wam tego mieszkania – powiedziałam nagle i sama się zdziwiłam siłą swojego głosu. – Przykro mi, ale to jest moje miejsce. Moje życie.
Zapadła cisza. Mama patrzyła na mnie tak, jakby zobaczyła mnie pierwszy raz w życiu. Ania zaczęła płakać.
– Zosiu… Proszę…
Poczułam się okropnie. Widziałam łzy siostry i gniew mamy. Ale po raz pierwszy od dawna poczułam też ulgę.
Po ich wyjściu usiadłam na podłodze i długo patrzyłam w okno. W głowie kłębiły mi się myśli: Czy jestem egoistką? Czy mam prawo walczyć o swoje?
Następnego dnia zadzwoniła do mnie ciotka Basia.
– Zosiu, słyszałam o wszystkim… Wiesz co? Masz prawo być szczęśliwa. Nie możesz ciągle żyć dla innych.
Rozpłakałam się do słuchawki jak dziecko.
Przez kolejne dni mama przestała się do mnie odzywać. Ania wysyłała krótkie wiadomości: „Przepraszam”, „Nie chciałam cię zranić”. Ale ja wiedziałam, że coś się zmieniło na zawsze.
W pracy byłam rozkojarzona. Koledzy pytali: „Zosiu, wszystko w porządku?” Uśmiechałam się sztucznie i mówiłam: „Tak, po prostu trochę zmęczona”.
Wieczorami chodziłam po pustym mieszkaniu i zastanawiałam się, czy naprawdę zasługuję na to miejsce. Czy to źle chcieć mieć coś swojego?
Pewnego dnia spotkałam sąsiadkę panią Marię na klatce schodowej.
– Pani Zosiu, pani taka smutna ostatnio…
Opowiedziałam jej wszystko przy herbacie w jej kuchni pachnącej ciastem drożdżowym.
– Wie pani co? – powiedziała pani Maria. – Ja całe życie dawałam innym wszystko. I wie pani co mi zostało? Samotność i żal do siebie samej. Niech pani walczy o siebie.
Te słowa dźwięczały mi w głowie przez całą noc.
Kilka tygodni później mama zadzwoniła:
– Zosiu… Może przyjedziesz na obiad?
Pojechałam z duszą na ramieniu. Przy stole panowała napięta cisza. Ania unikała mojego wzroku.
– Wiesz… Może przesadziłyśmy – powiedziała cicho mama. – Ale ty zawsze byłaś taka silna…
Spojrzałam na nią i poczułam łzy w oczach.
– Mamo… Ja też czasem potrzebuję wsparcia.
Nie wiem, czy kiedykolwiek będziemy rodziną jak z obrazka. Ale wiem jedno: mam prawo być szczęśliwa i mieć coś swojego.
Czy rodzina kiedyś zrozumie, że też jestem tylko człowiekiem? Ile razy jeszcze będę musiała wybierać między sobą a nimi? Czasem zastanawiam się, czy naprawdę można być szczęśliwym bez akceptacji najbliższych…