Cisza we mnie: Jak przeżyłam raka i zdradę najbliższych

„Nie możemy ci pomóc, Agnieszka. Każdy ma swoje życie.”

Te słowa mojej siostry, Magdy, dźwięczały mi w uszach jak wyrok. Stałam w kuchni, ściskając w dłoni kubek z zimną już herbatą, a łzy spływały mi po policzkach. Jeszcze przed chwilą miałam nadzieję, że kiedy powiem rodzinie o diagnozie – raku piersi – poczuję wsparcie. Zamiast tego usłyszałam ciszę. I to jedno zdanie, które rozbiło mnie na kawałki.

– Magda, ja nie proszę o wiele… – szepnęłam, próbując powstrzymać drżenie głosu. – Potrzebuję tylko, żeby ktoś był ze mną na tej pierwszej chemii.

– Aga, naprawdę… Praca, dzieci, dom… Nie dam rady. – Magda nawet nie patrzyła mi w oczy. – Może mama?

Mama odwróciła wzrok. – Ja już jestem za stara na takie rzeczy. Poza tym… sama wiesz, jak się boję szpitali.

Wtedy zrozumiałam, że jestem sama. Mój mąż, Tomek, od miesięcy był coraz bardziej nieobecny. Praca, delegacje, wieczorne spotkania „z klientami”. W głębi serca czułam, że coś jest nie tak, ale nie miałam siły tego roztrząsać. Teraz jednak samotność uderzyła mnie z całą mocą.

Pierwszą chemię przeszłam sama. Pielęgniarka, pani Basia, była jedyną osobą, która trzymała mnie za rękę, kiedy łzy ciekły mi po policzkach. – Pani Agnieszko, damy radę. Zobaczy pani – powiedziała cicho. Chciałam jej uwierzyć.

Po powrocie do pustego mieszkania usiadłam na kanapie i patrzyłam w ścianę. Telefon milczał. Magda nie dzwoniła. Mama wysłała SMS-a: „Daj znać, jak się czujesz”. Tomek wrócił późno w nocy i nawet nie zapytał, jak było.

Z każdym kolejnym tygodniem czułam się coraz gorzej – fizycznie i psychicznie. Włosy zaczęły wypadać garściami. Kiedy spojrzałam w lustro i zobaczyłam łysą głowę, wybuchnęłam płaczem. Zadzwoniłam do Tomka.

– Tomek… Ja już nie daję rady…

– Aga, musisz być silna – odpowiedział chłodno. – Ja też mam swoje problemy.

Zaczęłam podejrzewać, że Tomek mnie zdradza. Coraz częściej znikał na całe weekendy. Pewnego dnia zobaczyłam na jego telefonie wiadomość od „Kasi z pracy”: „Tęsknię za tobą”.

Zebrałam się na odwagę i zapytałam wprost:

– Masz kogoś?

Spojrzał na mnie z irytacją.

– To nie jest dobry moment na takie rozmowy.

– Kiedy będzie dobry moment? Kiedy umrę?

Wyszedł bez słowa.

Zostałam sama z chorobą i zdradą najbliższych. Przez kilka dni nie wychodziłam z łóżka. Przestałam jeść. Myślałam o tym, żeby po prostu przestać walczyć. Ale wtedy zadzwoniła do mnie Basia z oddziału.

– Pani Agnieszko, proszę przyjść jutro na kontrolę. I… jeśli chce pani pogadać, zapraszam na kawę.

To spotkanie uratowało mi życie. Basia słuchała mnie bez oceniania. Opowiedziałam jej wszystko – o raku, o rodzinie, o Tomku.

– Wie pani co? – powiedziała Basia. – Czasem trzeba przeżyć piekło, żeby zobaczyć, kto naprawdę jest po naszej stronie.

Zaczęłam chodzić na terapię dla kobiet po mastektomii. Tam poznałam Ewę i Jolę – dwie wojowniczki jak ja. Razem płakałyśmy i śmiałyśmy się przez łzy. One rozumiały mój ból lepiej niż ktokolwiek inny.

Tymczasem Tomek wyprowadził się do „kolegi”. Magda przestała odbierać telefony. Mama dzwoniła tylko wtedy, gdy potrzebowała pomocy przy zakupach.

Któregoś dnia spojrzałam w lustro i zobaczyłam nową siebie – słabą fizycznie, ale silniejszą niż kiedykolwiek psychicznie. Postanowiłam walczyć nie tylko o życie, ale i o siebie.

Po roku leczenia usłyszałam od lekarza: „Jest pani czysta”. Płakałam ze szczęścia i żalu jednocześnie – bo wygrałam bitwę z rakiem, ale straciłam rodzinę.

Dziś żyję inaczej. Mam wokół siebie ludzi, którzy wybrali mnie świadomie – Ewę, Jolę i Basię. Z Tomkiem jestem w trakcie rozwodu. Magda czasem pisze krótkie wiadomości: „Jak zdrowie?” Odpowiadam grzecznie, ale już nie czekam na jej wsparcie.

Cisza we mnie stała się moją siłą. Nauczyłam się być sama ze sobą i kochać tę kobietę w lustrze.

Czasem pytam siebie: czy można wybaczyć tym, którzy zostawili nas w najtrudniejszym momencie? Czy rodzina to naprawdę ci, którzy dzielą z nami krew? Co wy byście zrobili na moim miejscu?