Kiedy ktoś kradnie Twój sen: Historia Magdy z warszawskiej korporacji
– Magda, możesz na chwilę? – głos szefowej, pani Iwony, rozbrzmiał w słuchawce z tą charakterystyczną nutą oficjalności, która zawsze zwiastowała coś ważnego. Siedziałam przy biurku w naszym open space na 12. piętrze warszawskiego biurowca, z widokiem na szare dachy i wiecznie zakorkowaną Aleję Jana Pawła II. Właśnie kończyłam prezentację, którą miałam nadzieję pokazać jako nowa kierowniczka działu. To miał być mój dzień.
Weszłam do gabinetu. Pani Iwona siedziała za biurkiem, a obok niej – nieznana mi kobieta, może kilka lat starsza ode mnie, z pewnością pewna siebie. Miała na sobie elegancki granatowy garnitur i uśmiech, który wydawał się wyćwiczony na dziesiątkach podobnych spotkań.
– Magda, poznaj Annę Nowak. Od przyszłego miesiąca będzie kierować waszym działem – powiedziała szefowa, nie patrząc mi w oczy.
Poczułam, jakby ktoś wylał mi na głowę kubeł lodowatej wody. Przez chwilę nie mogłam wydobyć z siebie głosu. Anna uścisnęła mi dłoń – mocno, stanowczo. – Słyszałam o twoich sukcesach. Mam nadzieję, że będziemy dobrze współpracować – powiedziała z tym swoim uśmiechem.
Wyszłam z gabinetu na miękkich nogach. W open space wszyscy udawali, że pracują, ale czułam na sobie ich spojrzenia. Wiedzieli. Ostatnie tygodnie żyliśmy tym awansem – wszyscy wiedzieli, że to ja powinnam go dostać. Pracowałam po godzinach, brałam nadgodziny, ratowałam projekty, kiedy inni już dawno byli w domu.
Telefon zadzwonił ponownie. Mama.
– I jak? – zapytała bez zbędnych wstępów.
– Nie dostałam – wyszeptałam. – Dali to komuś z zewnątrz.
Po drugiej stronie zapadła cisza.
– Może nie byłaś wystarczająco dobra? – usłyszałam po chwili. – Może powinnaś się bardziej postarać?
Zacisnęłam pięści. Zawsze to samo. Nigdy nie byłam dość dobra: ani w szkole, ani na studiach, ani teraz.
Wieczorem wróciłam do mieszkania na Żoliborzu. Mój mąż, Tomek, siedział przed komputerem.
– I co? – zapytał bez odwracania wzroku od ekranu.
– Nie dostałam awansu – powiedziałam cicho.
– Szkoda. Ale może to i lepiej? Przynajmniej nie będziesz musiała tyle pracować – rzucił lekko.
Poczułam narastającą złość. Czy nikt nie rozumie, jak bardzo mi zależało? Jak bardzo chciałam udowodnić sobie i wszystkim wokół, że potrafię?
Zamknęłam się w łazience i pozwoliłam łzom płynąć. Woda z kranu zagłuszała moje szlochy. W głowie kłębiły się myśli: „Po co się starać? Po co walczyć o marzenia, skoro zawsze znajdzie się ktoś lepszy? Albo ktoś z lepszymi znajomościami?”
Następnego dnia w pracy Anna Nowak przejęła stery. Była uprzejma, ale chłodna. Wprowadzała swoje porządki, zmieniała wszystko to, co przez lata budowałam razem z zespołem. Ludzie zaczęli szeptać za plecami: „Magda powinna była dostać ten awans”, „To niesprawiedliwe”. Ale nikt nie miał odwagi powiedzieć tego głośno.
Z Tomkiem coraz częściej się mijaliśmy. On zamykał się w swoim świecie gier komputerowych i pracy zdalnej, ja wracałam coraz później do domu albo zostawałam dłużej w biurze tylko po to, by nie musieć rozmawiać o tym wszystkim.
Mama dzwoniła codziennie:
– Może powinnaś zmienić pracę? Może powinnaś wrócić do nas do Otwocka? Tu przynajmniej miałabyś spokój.
Ale ja nie chciałam spokoju. Chciałam czegoś więcej. Chciałam poczuć, że moje życie ma sens.
Pewnego dnia Anna poprosiła mnie do swojego gabinetu:
– Magda, wiem, że ta sytuacja nie jest dla ciebie łatwa. Ale liczę na twoje wsparcie. Potrzebuję kogoś takiego jak ty w zespole.
Patrzyłam na nią i czułam narastającą frustrację. Czy naprawdę mam pomagać komuś, kto zabrał mi wszystko?
Wieczorem wybuchłam przy Tomku:
– Nikt mnie nie rozumie! Nawet ty! Czy naprawdę jestem aż tak niewidzialna?
Tomek spojrzał na mnie zaskoczony:
– Przepraszam… Myślałem, że chcesz po prostu odpocząć od tego wszystkiego.
– Ja chcę być kimś! Chcę coś znaczyć! – krzyknęłam przez łzy.
Wtedy po raz pierwszy od dawna przytulił mnie mocno i długo milczeliśmy razem.
Minęły tygodnie. Praca stała się rutyną. Anna coraz bardziej dominowała w zespole, a ja coraz częściej myślałam o odejściu. Ale bałam się zrobić ten krok. Bałam się porażki.
Któregoś dnia spotkałam koleżankę ze studiów, Kasię:
– Magda! Co u ciebie? Słyszałam o tej całej sytuacji… Wiesz co? U nas w firmie szukają kogoś na kierownicze stanowisko. Może spróbujesz?
Po raz pierwszy od dawna poczułam cień nadziei.
Dziś siedzę przy oknie i patrzę na światła miasta. Zastanawiam się: czy warto było tyle walczyć? Czy powinnam była odpuścić wcześniej? A może właśnie teraz jest czas, by zawalczyć o siebie jeszcze raz?
Czy ktoś z was też kiedyś czuł się tak niewidzialny? Czy warto walczyć o swoje marzenia nawet wtedy, gdy świat wydaje się być przeciwko nam?