Między ciszą a tęsknotą: Historia matki, która straciła kontakt z synem

– Bartek, proszę, tylko odbierz… – szepczę, patrząc na migający ekran telefonu. To już trzeci raz dzisiaj próbuję się do niego dodzwonić. Słyszę tylko głuchy sygnał, a potem automatyczną sekretarkę: „Nie mogę teraz rozmawiać, zostaw wiadomość”. Zostawiam więc kolejną, choć wiem, że pewnie jej nie odsłucha.

Jeszcze dwa lata temu Bartek codziennie wpadał na obiad. Zawsze mówił: „Mamo, tylko Ty potrafisz zrobić takie pierogi”. Śmiał się, opowiadał o pracy, czasem narzekał na korki w Warszawie. Potem poznał Anię. Była cicha, zamknięta w sobie, ale widziałam, że Bartek ją kocha. Po ślubie zdecydowali się wyjechać do Niemiec – Ania dostała tam dobrą pracę, a Bartek mówił, że spróbuje swoich sił w nowym kraju.

Pamiętam dzień ich wyjazdu. Stałam na peronie Dworca Centralnego, ściskając w ręku słoik ogórków, które Bartek zawsze uwielbiał. „Mamo, nie płacz, będziemy dzwonić codziennie!” – zapewniał, całując mnie w czoło. Wierzyłam mu. Przez pierwsze tygodnie rzeczywiście dzwonił, wysyłał zdjęcia z Monachium, opowiadał o nowej pracy. Potem kontakt zaczął się urywać. Najpierw tłumaczył się brakiem czasu, potem nie odbierał już wcale.

– Może daj mu trochę przestrzeni? – mówił mój mąż, Andrzej, kiedy po raz kolejny płakałam w kuchni. – Chłopak ma swoje życie, nie możesz go trzymać pod kloszem.

Ale ja nie chcę go trzymać pod kloszem. Chcę tylko wiedzieć, czy jest szczęśliwy. Czy nie jest mu tam zimno, czy nie jest głodny, czy nie tęskni tak jak ja.

Córka, Kasia, odwiedza mnie co tydzień. – Mamo, nie możesz żyć tylko Bartkiem. Masz mnie, masz wnuki. – Uśmiecha się, ale widzę, że i ona tęskni za bratem. Kiedyś byli nierozłączni, teraz rozmawiają tylko przez komunikator, krótko, bez emocji.

Wczoraj wieczorem, kiedy siedziałam sama w salonie, zadzwoniła Ania. Byłam zaskoczona. – Dzień dobry, pani Zofio. Bartek jest bardzo zajęty, dużo pracuje. Proszę się nie martwić. – Jej głos był chłodny, oficjalny. Chciałam zapytać, czy coś się stało, czy Bartek jest zdrowy, ale ona szybko się pożegnała.

Nie śpię po nocach. Przeglądam stare zdjęcia: Bartek na rowerze, Bartek z Kasią na sankach, Bartek z Andrzejem na rybach. Zastanawiam się, gdzie popełniłam błąd. Czy byłam zbyt opiekuńcza? Czy za bardzo ingerowałam w jego życie? Może Ania nie chce, żebym była częścią ich rodziny?

W niedzielę po mszy spotkałam sąsiadkę, panią Halinę. – Zofio, nie martw się. Mój Tomek też wyjechał do Anglii i przez pół roku nie dzwonił. Oni muszą się odnaleźć. – Pocieszała mnie, ale jej słowa nie przyniosły ulgi.

Wieczorem Andrzej próbował mnie rozbawić. – Może pojedziemy do Monachium? Zrobimy im niespodziankę! – zażartował. Ale ja wiem, że to nie takie proste. Bartek nie zaprosił nas ani razu. Nawet na święta. W zeszłym roku pierwszy raz w życiu nie usłyszałam od niego „Wesołych Świąt, mamo”.

Czasem wyobrażam sobie, że Bartek wraca. Wchodzi do kuchni, siada przy stole, a ja nakładam mu zupę. – Mamo, przepraszam, że tak długo mnie nie było – mówi. Ale potem budzę się i czuję tylko pustkę.

Kasia próbowała do niego napisać. Odpisał krótko: „Wszystko ok, nie mam czasu”. Zastanawiam się, czy to naprawdę on, czy może Ania czyta jego wiadomości. Może mają problemy? Może Bartek nie chce mnie martwić?

W pracy nie potrafię się skupić. Koleżanki pytają, co u Bartka, a ja odpowiadam wymijająco. Boję się, że pomyślą, że jestem złą matką. Że nie potrafiłam utrzymać kontaktu z własnym synem.

Wczoraj, po raz pierwszy od dawna, zadzwoniłam do psychologa. – Pani Zofio, dzieci dorastają, odcinają pępowinę. To naturalne, choć bolesne. Musi pani nauczyć się żyć dla siebie. – Ale jak mam żyć, kiedy moje serce jest gdzieś daleko, w obcym kraju, w rękach mojego syna?

Czasem mam ochotę napisać do Bartka długi list. Opowiedzieć mu o wszystkim: o mojej tęsknocie, o strachu, o tym, jak bardzo mi go brakuje. Ale boję się, że to tylko go oddali.

Andrzej coraz częściej zamyka się w sobie. Nie mówi o Bartku, ale widzę, że cierpi. Wieczorami siedzi w garażu, naprawia stare radio. Kiedyś robili to razem z Bartkiem. Teraz w domu jest cicho, zbyt cicho.

Wczoraj, kiedy wracałam z pracy, zobaczyłam matkę z synem na przystanku. Chłopak miał może dziesięć lat, tulił się do niej, a ona głaskała go po głowie. Poczułam ukłucie zazdrości. Czy ja też kiedyś byłam dla Bartka całym światem? Czy on jeszcze pamięta, jak bardzo go kocham?

Dziś znowu próbuję zadzwonić. Bez skutku. Zostawiam wiadomość: „Bartku, kocham cię. Czekam na ciebie. Zawsze”.

Może kiedyś zrozumie, jak bardzo matka potrafi tęsknić. Może wróci. Może zadzwoni.

Czy można nauczyć się żyć z pustką po kimś, kto wciąż żyje, ale jest nieobecny? Czy matczyne serce kiedykolwiek przestaje czekać?