Zdrada zaufania: Jak odkryłam, że moja mama ukrywa przede mną prawdę

– Mamo, gdzie są pieniądze z mojego konta? – zapytałam, patrząc na nią z niedowierzaniem. W jej oczach zobaczyłam cień, którego nigdy wcześniej nie dostrzegałam. Siedziała przy kuchennym stole, dłonie drżały jej lekko, a spojrzenie uciekało gdzieś w bok.

– Marta, ja… Potrzebowałam ich na leki – odpowiedziała cicho, niemal szeptem.

To był ten moment, kiedy poczułam, jak grunt usuwa mi się spod nóg. Przez ostatnie dwa lata robiłam wszystko, by pomóc mamie wyjść z depresji po śmierci taty. Pracowałam na dwa etaty, rezygnowałam z własnych przyjemności, byleby tylko miała wszystko, czego potrzebuje. Byłam przekonana, że walczymy razem. Tymczasem okazało się, że walczyłam sama.

Zaczęło się niewinnie. Mama coraz częściej prosiła mnie o pieniądze na lekarstwa, wizyty u specjalistów czy rehabilitację. Zawsze tłumaczyła się złym samopoczuciem, a ja nie zadawałam pytań. W końcu to moja mama – ufałam jej bezgranicznie. Nawet kiedy sąsiadka, pani Zosia, rzuciła kiedyś mimochodem: „Twoja mama często wychodzi wieczorami…”, zbyłam to machnięciem ręki. Przecież mama nie miała siły na spacery.

Pewnego dnia wróciłam wcześniej z pracy. Drzwi do mieszkania były uchylone. Weszłam cicho i usłyszałam stłumione głosy z kuchni. Mama rozmawiała z jakimś mężczyzną – nie znałam go. Słyszałam tylko urywki: „…więcej nie mam… oddam w przyszłym tygodniu… Marta nie może się dowiedzieć…”

Serce waliło mi jak oszalałe. Gdy mężczyzna wyszedł, weszłam do kuchni. Mama siedziała skulona przy stole, łzy spływały jej po policzkach.

– Kto to był? – zapytałam ostro.

– To… znajomy – wymamrotała.

Nie wytrzymałam. Przeszukałam jej torebkę i znalazłam w niej kilka pustych opakowań po lekach nasennych i uspokajających oraz… książeczkę kredytową na moje nazwisko. Zrozumiałam wtedy wszystko.

Przez kolejne dni próbowałam rozmawiać z mamą. Najpierw zaprzeczała, potem płakała i przepraszała. W końcu wyznała prawdę: po śmierci taty nie radziła sobie z bólem i samotnością. Zaczęła brać leki uspokajające, potem coraz silniejsze środki nasenne. Gdy lekarz odmówił wypisywania kolejnych recept, zaczęła kupować leki na czarnym rynku. Pieniądze ode mnie były jej jedynym ratunkiem.

Czułam się zdradzona jak nigdy dotąd. Przez lata wierzyłam, że jestem dla niej wsparciem, a tymczasem finansowałam jej uzależnienie. Każda rozmowa kończyła się kłótnią lub milczeniem. Babcia próbowała nas pogodzić: „Marta, ona cię kocha, tylko się pogubiła…” Ale ja nie potrafiłam wybaczyć tak łatwo.

W pracy zaczęli zauważać, że jestem rozkojarzona. Przyjaciółka Ania próbowała mnie pocieszać: „Nie jesteś winna temu, co się stało. Twoja mama potrzebuje pomocy specjalisty.” Ale ja czułam się odpowiedzialna – przecież to ja dawałam jej pieniądze.

Przez kilka tygodni żyłyśmy obok siebie jak obce osoby. Mama zamknęła się w sobie, ja unikałam domu jak ognia. W końcu postanowiłam działać – umówiłam ją na wizytę u psychiatry i sama poszłam na terapię dla rodzin osób uzależnionych.

Pierwsze spotkanie było koszmarem. Mama siedziała sztywno na krześle i milczała przez całą godzinę. Dopiero gdy terapeutka zapytała ją wprost: „Czy chce pani żyć dla siebie czy dla córki?”, rozpłakała się i przyznała, że nie wie.

Zaczęłyśmy powoli odbudowywać relację. To była długa droga – pełna łez, wyrzutów sumienia i wzajemnych pretensji. Czasem miałam ochotę rzucić wszystko i uciec jak najdalej od tego domu pełnego tajemnic i bólu. Ale wiedziałam, że jeśli teraz się poddam, stracę mamę na zawsze.

Dziś jest lepiej – mama bierze udział w terapii, ja uczę się stawiać granice i dbać o siebie. Nadal zdarzają się trudne dni, ale już nie uciekamy od rozmów. Czasem patrzę na nią i zastanawiam się: czy kiedykolwiek będziemy sobie ufać tak jak dawniej? Czy można odbudować zaufanie po zdradzie najbliższej osoby?

A wy? Czy potrafilibyście wybaczyć komuś taką zdradę? Jak długo można walczyć o rodzinę, zanim zabraknie sił?