Kiedy prawda boli: Zdrada przyjaciółki i sekret dziecka, który zniszczył moje życie

– Oddychaj głęboko, Zosiu, już prawie! – krzyczałam, ściskając jej dłoń tak mocno, że aż zbielały mi knykcie. Pot lał się po moim czole, choć to nie ja rodziłam. Byłam tam dla niej – mojej najlepszej przyjaciółki od podstawówki, tej, której powierzałam wszystkie sekrety. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że ona skrywa przede mną najważniejszy.

Gdy lekarz położył maleńką dziewczynkę na jej piersi, poczułam wzruszenie i ulgę. Ale w tej samej chwili coś mnie tknęło. Dziecko otworzyło oczy – wielkie, ciemnoniebieskie, z charakterystyczną plamką w lewym kąciku tęczówki. Dokładnie takie same miał Marek, mój mąż. A potem zobaczyłam znamię na łopatce – nieregularne, jakby rozlane serce. Zamarłam. Przez chwilę świat przestał istnieć.

– Zosiu… – wyszeptałam drżącym głosem. – Czy…

Ona spojrzała na mnie z przerażeniem. W jej oczach zobaczyłam coś, czego nigdy wcześniej nie widziałam: winę. Odwróciła wzrok i zaczęła płakać.

Nie pamiętam, jak wróciłam do domu. Marek czekał na mnie z kolacją i uśmiechem. Gdy spojrzałam mu w oczy, poczułam mdłości.

– Jak poszło? – zapytał beztrosko.

– Urodziła dziewczynkę – odpowiedziałam automatycznie.

Przez kolejne dni chodziłam jak cień. Unikałam Marka, unikałam Zosi. W nocy płakałam w poduszkę, próbując przekonać samą siebie, że to tylko zbieg okoliczności. Ale nie mogłam przestać myśleć o tych oczach i znamieniu.

W końcu nie wytrzymałam. Złapałam Marka za rękę, gdy wychodził do pracy.

– Muszę cię o coś zapytać – powiedziałam cicho.

Spojrzał na mnie z niepokojem.

– Czy spałeś z Zosią?

Zbladł. Przez chwilę milczał, a potem spuścił głowę.

– To był tylko jeden raz… Byliśmy pijani… Ty byłaś wtedy u mamy w szpitalu… Przepraszam.

Poczułam, jakby ktoś wyrwał mi serce z piersi. Nie krzyczałam. Nie płakałam. Po prostu wyszłam z domu i długo błąkałam się po mieście.

Zosia zadzwoniła do mnie tego samego wieczoru.

– Przepraszam… Nie chciałam… To był błąd… Błagam cię, nie odwracaj się ode mnie…

Nie potrafiłam jej wybaczyć. Straciłam dwie najważniejsze osoby w życiu jednego dnia.

Przez kolejne tygodnie żyłam jak automat. Praca, dom, łzy nocą. Marek próbował rozmawiać, tłumaczyć się, prosić o drugą szansę. Zosia pisała długie wiadomości pełne żalu i skruchy. Ale ja nie potrafiłam już nikomu zaufać.

Rodzice próbowali mnie wspierać, ale czułam się coraz bardziej samotna. W pracy unikałam ludzi. Znajomi zaczęli szeptać za moimi plecami – w małym mieście takie rzeczy szybko wychodzą na jaw.

Najgorsze były święta. Siedziałam sama przy stole, patrząc na puste miejsce po Marku i wspominając wszystkie wspólne chwile. Czy naprawdę wszystko było kłamstwem?

Po kilku miesiącach Marek wyprowadził się do wynajętego mieszkania na obrzeżach miasta. Zosia została sama z dzieckiem – jej rodzice nie chcieli jej znać po tym skandalu. Czasem widywałam ją na spacerze z wózkiem – wyglądała na starszą o dziesięć lat.

Któregoś dnia spotkałyśmy się przypadkiem w sklepie spożywczym. Stanęłyśmy naprzeciwko siebie jak dwie obce kobiety.

– Musimy porozmawiać – powiedziała cicho.

Poszłyśmy do kawiarni. Przez długi czas milczałyśmy.

– Wiem, że nigdy mi nie wybaczysz – zaczęła Zosia. – Ale chcę, żebyś wiedziała… Ja naprawdę cię kochałam jak siostrę. To był najgorszy błąd mojego życia.

Patrzyłam na nią i widziałam tylko cień dawnej przyjaciółki.

– Straciłyśmy wszystko przez jedną noc słabości – powiedziałam gorzko.

– Może kiedyś będziesz mogła zobaczyć małą… Ona powinna znać swoją rodzinę…

Nie odpowiedziałam. Wyszłam z kawiarni i długo płakałam na ławce w parku.

Minęły dwa lata. Nadal jestem sama. Marek próbuje być ojcem dla swojej córki, ale nasze drogi już się nie przetną. Zosia wyjechała do innego miasta, zaczęła nowe życie.

Czasem zastanawiam się, czy mogłam coś zrobić inaczej. Czy można wybaczyć zdradę? Czy warto walczyć o relacje, które zostały tak brutalnie zniszczone?

Może ktoś z was zna odpowiedź? Czy można odbudować siebie po takim upadku?