Odwiozłam tatę do domu opieki. Teraz cała rodzina mnie nienawidzi – czy naprawdę zrobiłam coś złego?
– Nie zostawiaj mnie tutaj, Kasiu… – głos taty drżał, gdy ściskał moją dłoń tak mocno, jakby chciał zatrzymać mnie na zawsze. Deszcz bębnił o dach starego forda, którym przywiozłam go do domu opieki na obrzeżach Łodzi. W środku pachniało lekami i czymś nieokreślonym, co zawsze kojarzyło mi się z samotnością.
– Tato, tu będzie ci lepiej. Nie dam rady sama… – wyszeptałam, czując jak łzy napływają mi do oczu. Miałam wrażenie, że serce rozrywa mi się na kawałki. Mama odeszła trzy lata temu, a ja zostałam z tatą, który coraz częściej zapominał, kim jestem. Alzheimer zabierał go kawałek po kawałku. Przez ostatnie miesiące nie spałam po nocach, bojąc się, że znów wyjdzie z domu i nie wróci. Próbowałam wszystkiego: opiekunki, sąsiadki, nawet urlopu bezpłatnego w pracy. Ale nie dawałam już rady.
– Kasiu, proszę… – powtórzył cicho. Pielęgniarka spojrzała na mnie ze współczuciem. – Proszę pani, to normalne. Na początku wszyscy tak reagują – powiedziała łagodnie. Ale ja czułam się jak najgorsza córka na świecie.
Gdy wróciłam do domu, czekała na mnie cisza. Mój mąż, Tomek, siedział w kuchni z kubkiem herbaty. – I co? – zapytał beznamiętnie. – Zostawiłaś go tam?
– Musiałam… – odpowiedziałam słabo.
– Musiałaś? Czy chciałaś mieć wreszcie święty spokój? – jego słowa uderzyły mnie jak policzek.
Nie spałam tej nocy. Wpatrywałam się w sufit i słyszałam w głowie głos taty: „Nie zostawiaj mnie tutaj…”. Rano zadzwoniła moja siostra, Magda. – Jak mogłaś?! – krzyczała przez telefon. – To nasz ojciec! Ty go oddałaś jak starego psa!
– Magda, nie rozumiesz… Ty mieszkasz w Gdańsku, widujesz go raz na dwa miesiące! Ja tu jestem sama! – próbowałam się bronić.
– Zawsze byłaś egoistką! – rzuciła i rozłączyła się.
Od tego dnia wszystko się zmieniło. Rodzina przestała się do mnie odzywać. Nawet ciotka Basia napisała mi SMS-a: „Nie poznaję cię, Kasiu”. W pracy patrzyli na mnie dziwnie – wiadomości szybko się rozchodzą w małym mieście.
Każdego dnia odwiedzałam tatę. Siedział na ławce pod oknem i patrzył w dal. Czasem mnie poznawał, czasem pytał: „A pani to kto?”. Za każdym razem czułam ukłucie żalu i winy.
Pewnego dnia usiadłam obok niego i zaczęłam płakać.
– Przepraszam, tato… Przepraszam…
On spojrzał na mnie z łagodnością, której nie pamiętałam od lat.
– Kasiu… nie płacz już. Ja wiem, że ty dobra jesteś…
Ale czy naprawdę byłam dobra? Czy tylko szukałam ulgi dla siebie?
Tomek coraz częściej wracał późno do domu. Unikał rozmów o tacie. Magda przestała odbierać telefony. Czułam się jak trędowata we własnej rodzinie.
W święta pojechałam do domu opieki z opłatkiem. Tata siedział przy stole z innymi pensjonariuszami. Gdy weszłam, uśmiechnął się szeroko.
– Kasiu! Przyszłaś!
Poczułam ulgę i ból jednocześnie.
Po kolacji zadzwoniła Magda.
– Wiesz co? Może jednak dobrze zrobiłaś… Byłam u niego tydzień temu. Tam jest czysto, ciepło… On nawet się uśmiechał.
Zaniemówiłam ze zdziwienia.
– Ale dlaczego musiało to tyle kosztować? Nas wszystkich?
Nie umiałam odpowiedzieć.
Czasem myślę o tym deszczowym wieczorze i o tym, jak bardzo zmieniło się moje życie przez jedną decyzję. Czy mogłam zrobić coś inaczej? Czy każda córka musi wybierać między własnym życiem a oddaniem rodzicowi?
Może nie ma dobrych odpowiedzi na takie pytania…
Czy wy też kiedyś musieliście podjąć decyzję, która rozdarła waszą rodzinę? Czy można wybaczyć sobie coś takiego?