Święta, których nie zamierzam żałować: Opowieść matki, która wybrała lojalność
— Znowu to samo, mamo? — głos mojego syna, Pawła, rozbrzmiał w słuchawce z wyraźnym rozdrażnieniem. — Wszyscy się dziwią, dlaczego wolisz spędzać święta z Martą, a nie z moją żoną. Czy ty naprawdę nie widzisz, jak to wygląda?
Zacisnęłam palce na kubku herbaty, czując znajome ukłucie w sercu. Sześćdziesiąt lat życia, a wciąż muszę się tłumaczyć z własnych wyborów. Przez okno patrzyłam na szare, grudniowe niebo nad Wrocławiem. Śnieg jeszcze nie spadł, ale powietrze było ciężkie od oczekiwania. Tak samo jak ja — czekałam na coś, co nigdy nie nadchodziło: zrozumienie.
— Pawle — odpowiedziałam spokojnie, choć w środku gotowałam się ze złości — spędzam święta tam, gdzie czuję się potrzebna. Tam, gdzie ktoś na mnie czeka.
Po drugiej stronie zapadła cisza. Wiedziałam, że Paweł zaraz zacznie mówić o swojej nowej żonie, Agacie. O tym, jak bardzo się stara, jak bardzo chce być częścią naszej rodziny. Ale ja już to wszystko słyszałam. I za każdym razem czułam się coraz bardziej obca.
Nie zawsze tak było. Kiedyś byłam fryzjerką w małym salonie na Ołbinie. Klientki przychodziły do mnie nie tylko po nową fryzurę, ale i po radę, po chwilę rozmowy. Miałam siłę, energię, śmiałam się głośno i kochałam życie. Potem przyszedł rozwód — mąż odszedł do młodszej. Zostałam sama z Pawłem i długami po jego interesach. Pracowałam od rana do nocy, żeby syn miał wszystko, czego potrzebuje.
Marta pojawiła się w naszym życiu nagle — cicha, skromna dziewczyna z sąsiedztwa. Zakochali się z Pawłem jeszcze na studiach. Była dla mnie jak córka, której nigdy nie miałam. Pomagała mi w domu, gotowała razem ze mną pierogi na święta, opiekowała się mną po operacji kolana. Kiedy urodziła się ich córka, Zosia, myślałam, że wreszcie będziemy prawdziwą rodziną.
Ale życie lubi płatać figle. Paweł zaczął pracować w Warszawie, coraz rzadziej bywał w domu. Marta została sama z dzieckiem i moją pomocą. W końcu Paweł poznał Agatę — piękną, pewną siebie kobietę z korporacji. Rozwód był szybki i bolesny. Marta płakała na moim ramieniu przez wiele nocy.
— Mamo, nie chcę cię stawiać w trudnej sytuacji — powiedział kiedyś Paweł — ale Agata czuje się odrzucona. Może w tym roku przyjdziesz do nas?
Patrzyłam wtedy na niego i widziałam w oczach obcego człowieka. Jakby zapomniał o wszystkich wspólnych latach, o tym, jak Marta ratowała naszą rodzinę przed rozpadem.
— A kto będzie z Martą i Zosią? — zapytałam cicho.
Wzruszył ramionami.
— To już nie twoja sprawa.
Ale dla mnie to była moja sprawa. Moja lojalność była po stronie tej kobiety, która została skrzywdzona przez mojego syna. Która nie miała nikogo poza mną i Zosią.
Od tamtej pory święta spędzam u Marty. Robimy razem pierogi, Zosia ubiera choinkę, a ja opowiadam jej bajki o dawnych czasach. Czasem przychodzi sąsiadka z dziećmi albo Marta zaprasza koleżankę z pracy. Jest skromnie, ale ciepło i prawdziwie.
W tym roku Paweł zadzwonił wcześniej niż zwykle.
— Mamo, Agata jest w ciąży — powiedział z dumą w głosie. — Chciałabyś ją poznać bliżej? Może w tym roku zmienisz zdanie?
Poczułam ukłucie zazdrości i smutku jednocześnie. Nowe życie, nowa rodzina… a ja gdzieś na marginesie tych wydarzeń.
— Pawle — westchnęłam ciężko — cieszę się twoim szczęściem. Ale moje miejsce jest tam, gdzie jestem kochana bezwarunkowo.
Nie odpowiedział od razu.
— Wszyscy będą gadać — rzucił w końcu oschle.
— Niech gadają — odpowiedziałam twardo.
Wieczorem usiadłam przy kuchennym stole Marty. Zosia biegała wokół choinki, śmiejąc się głośno.
— Babciu, a dlaczego nie idziesz do taty na święta? — zapytała nagle.
Spojrzałam na Martę; jej oczy były pełne wdzięczności i smutku zarazem.
— Bo tu jest moje serce — odpowiedziałam Zosi spokojnie.
Czasem myślę o tym wszystkim nocami, kiedy bolą mnie nogi i nie mogę zasnąć. Czy jestem złą matką? Czy powinnam wybaczyć Pawłowi i Agacie? A może to oni powinni przeprosić mnie i Martę za to wszystko?
Wiem jedno: nie zamierzam przepraszać za swoje wybory. Przez całe życie byłam lojalna wobec tych, którzy byli lojalni wobec mnie. Nie chcę już udawać ani tłumaczyć się przed nikim.
Może kiedyś Paweł to zrozumie. Może Agata nauczy się szacunku do przeszłości swojego męża. A może Zosia będzie pamiętać babcię jako tę, która zawsze była blisko.
Czy naprawdę musimy wybierać między lojalnością a nowym początkiem? Czy rodzina to tylko więzy krwi? Czasem myślę: ile jeszcze razy będę musiała tłumaczyć się ze swojego serca?