Niechciana córka – historia, której nikt nie chciał słyszeć. Moje życie między ciszą a krzykiem

– Znowu to samo, Anka! – głos mamy przeszył ciszę kuchni jak nóż. – Gdybyś była chłopakiem, nie musiałabym się martwić o takie rzeczy!

Stałam przy zlewie, myjąc talerze po kolacji. Ręce mi drżały, a w gardle rosła gula. Miałam wtedy trzynaście lat i po raz setny słyszałam, że jestem pomyłką losu. Mama zawsze powtarzała, że chciała mieć syna. Ojciec, jak zwykle, siedział w salonie z gazetą, udając, że nic nie słyszy.

– Przepraszam – wyszeptałam, choć nie wiedziałam za co. Za to, kim jestem? Za to, że nie spełniłam jej oczekiwań?

Mama westchnęła ciężko i wyszła z kuchni. Zostałam sama z dźwiękiem kapiącej wody i własnym wstydem. Wtedy po raz pierwszy pomyślałam, że może naprawdę lepiej by było, gdyby mnie nie było.

W szkole byłam cicha. Nauczyciele mówili: „Ania jest grzeczna, ale zamknięta w sobie”. Koleżanki miały matki, które przychodziły na wywiadówki z ciastem i uśmiechem. Moja mama przychodziła z listą pretensji: „Ania nie jest taka jak inne dzieci”.

Ojciec? Był cieniem. Pracował w warsztacie samochodowym od rana do nocy. Kiedy wracał, siadał przed telewizorem albo wychodził na balkon palić papierosa. Czasem łapałam jego spojrzenie – smutne, zmęczone – ale nigdy nie powiedział mi nic ważnego. Nigdy nie zapytał: „Jak się czujesz?”

Najgorsze były święta. W Wigilię mama nakrywała do stołu dla czterech osób – dla mnie, dla niej, dla ojca i dla… kogoś, kto nigdy się nie pojawił. Kiedyś zapytałam:

– Mamo, dlaczego zawsze zostawiasz to jedno miejsce?

Spojrzała na mnie chłodno.

– To miejsce dla syna, którego nigdy nie miałam.

Zamarłam. Wtedy zrozumiałam: ja nigdy nie będę wystarczająca.

Przez lata próbowałam zasłużyć na jej miłość. Uczyłam się najlepiej w klasie, sprzątałam dom, gotowałam obiady. Ale ona zawsze znajdowała powód do krytyki.

– Znowu przypaliłaś ziemniaki! – krzyczała.
– Znowu siedzisz z nosem w książkach! Dziewczyny powinny pomagać matce!

Czułam się jak cień we własnym domu.

Kiedy miałam siedemnaście lat, poznałam Pawła. Był inny niż wszyscy – słuchał mnie uważnie, śmiał się z moich żartów. Po raz pierwszy poczułam się ważna.

– Aniu, jesteś wyjątkowa – mówił, patrząc mi w oczy.

Zaczęliśmy się spotykać po szkole. Mama była wściekła.

– Z chłopakami ci się zachciało zadawać? Lepiej byś mi pomogła w domu!

Ojciec milczał. Jak zwykle.

Pewnego wieczoru wróciłam później niż zwykle. Mama czekała na mnie w przedpokoju.

– Gdzie byłaś?!
– U Pawła…
– U Pawła?! Ty chyba zwariowałaś! Chcesz skończyć jak ja? Z dzieckiem i mężem, który cię nie widzi?!

Zatkało mnie. Nigdy wcześniej nie mówiła o sobie tak otwarcie.

– Mamo… ja…
– Wynoś się do swojego pokoju! Nie chcę cię widzieć!

Zamknęłam się w swoim pokoju i płakałam całą noc. Paweł był moją jedyną ucieczką od tej rzeczywistości.

W końcu nadszedł dzień matury. Zdałam ją bardzo dobrze – lepiej niż ktokolwiek w klasie. Mama nawet nie pogratulowała.

– I co ci to da? I tak wrócisz tu na kolanach!

Wtedy podjęłam decyzję: wyjeżdżam na studia do Krakowa. Paweł pojechał ze mną.

Ostatnia rozmowa z matką była krótka:
– Nie wracaj tu bez syna! – krzyknęła za mną.

Ojciec stał w progu i patrzył na mnie bez słowa. W jego oczach zobaczyłam łzy – pierwsze i ostatnie w życiu.

W Krakowie zaczęłam nowe życie. Było ciężko – wynajmowaliśmy mały pokój na poddaszu, pracowałam po nocach w kawiarni. Ale byłam wolna.

Paweł był przy mnie przez dwa lata. Potem odszedł – nie wytrzymał moich lęków i żalu.

Zostałam sama. Przez długi czas nie potrafiłam zaufać nikomu. Bałam się, że każdy mnie odrzuci tak jak matka.

Minęło dziesięć lat. Dziś mam trzydzieści lat i własne mieszkanie na obrzeżach Krakowa. Pracuję jako psycholożka dziecięca – pomagam tym, którzy czują się niewidzialni jak ja kiedyś.

Czasem dzwoni ojciec. Mówi cicho:
– Aniu… mama pytała o ciebie.
Ale ja wiem, że to on pyta.

Nigdy nie wróciłam do rodzinnego domu na dłużej niż kilka godzin. Mama jest stara i schorowana. Czasem myślę: może powinnam jej wybaczyć? Może ona też była kiedyś czyjąś niechcianą córką?

Ale potem przypominam sobie tamte wieczory pełne ciszy i krzyku…

Czy można naprawdę wybaczyć komuś, kto nigdy cię nie chciał? Czy można pokochać siebie, jeśli nikt cię tego nie nauczył?

Czekam na wasze historie – może razem znajdziemy odpowiedź.