Oszukany przez własną matkę: Jak odkryłem, że mama ukradła moje dziedzictwo

– Nie wierzę ci, mamo! – krzyknąłem, czując jak gardło ściska mi się z bólu i gniewu. Stała przede mną, z opuszczonym wzrokiem, a jej dłonie nerwowo ściskały rąbek starego swetra. W pokoju unosił się zapach kawy, ale dla mnie wszystko pachniało zdradą.

Jeszcze miesiąc temu byłem zwykłym trzydziestolatkiem z Warszawy. Pracowałem w agencji reklamowej, miałem swoje drobne radości i smutki. Ojciec, Andrzej, był moim bohaterem – cichy, pracowity, zawsze gotów pomóc. Kiedy nagle zmarł na zawał, świat mi się zawalił. Ale nie wiedziałem wtedy, że prawdziwy koszmar dopiero się zaczyna.

Pogrzeb był skromny. Wszyscy płakali – sąsiedzi, rodzina, nawet ciotka Zosia, która zawsze miała do ojca pretensje o jakieś stare sprawy. Mama, Teresa, wydawała się spokojna. Myślałem, że to szok. Dopiero później zauważyłem, że jej spokój był czymś innym – może ulgą?

Po pogrzebie zaczęły się sprawy spadkowe. Ojciec zostawił mieszkanie na Ochocie i trochę oszczędności. Pamiętałem jego słowa: „Synu, wszystko będzie twoje. Chcę, żebyś miał start w życiu”. Kiedy poszedłem do notariusza, usłyszałem coś, co zmroziło mi krew w żyłach.

– Panie Piotrze, niestety nie jest pan jedynym spadkobiercą. Pańska mama przedstawiła testament sporządzony kilka miesięcy temu. Wszystko zapisane jest na nią.

Nie mogłem uwierzyć. Przecież ojciec nigdy by tego nie zrobił! Wróciłem do domu i rzuciłem mamie dokumenty na stół.

– Co to ma znaczyć? – zapytałem drżącym głosem.

– Twój ojciec tak chciał – odpowiedziała bez mrugnięcia okiem.

– Kłamiesz! – wybuchłem. – On by mnie nie zostawił bez niczego!

Wtedy zobaczyłem w jej oczach coś dziwnego – cień strachu? Winy? A może tylko zmęczenie?

Przez kolejne dni próbowałem rozmawiać z rodziną. Ciotka Zosia powiedziała mi na ucho:

– Teresa zawsze była sprytna. Pamiętasz, jak po śmierci babci zniknęły jej pierścionki? Lepiej uważaj.

Zacząłem szukać dowodów. Przeglądałem papiery ojca, stare listy, nawet zdjęcia. Znalazłem kopertę z napisem „Dla Piotra”. W środku był list:

„Synu,
Jeśli to czytasz, znaczy mnie już nie ma. Chciałem ci zostawić mieszkanie i oszczędności. Twoja mama nie zawsze była wobec mnie uczciwa. Uważaj na nią.”

Serce waliło mi jak młotem. Poszedłem do prawnika. Okazało się, że testament mógł być podrobiony. Zgłosiłem sprawę do sądu.

W domu atmosfera była gęsta jak mgła nad Wisłą. Mama unikała mnie wzrokiem. Czasem słyszałem, jak płacze nocami w kuchni.

– Po co to robisz? – zapytała pewnej nocy. – Przecież jesteśmy rodziną.

– Rodzina nie okrada siebie nawzajem – odpowiedziałem zimno.

Zaczęły się plotki wśród sąsiadów. Jedni stali po mojej stronie, inni po stronie mamy. W pracy nie mogłem się skupić. Znajomi pytali: „Co się dzieje?”. Milczałem.

Sąd ciągnął się miesiącami. Mama próbowała przekonać mnie do ugody:

– Dam ci połowę mieszkania, tylko wycofaj sprawę.

Ale ja chciałem prawdy. Chciałem wiedzieć, dlaczego to zrobiła.

Pewnego dnia znalazłem ją siedzącą przy stole z butelką wódki.

– Nie rozumiesz… – zaczęła łamiącym się głosem. – Twój ojciec miał długi. Bałam się, że wszystko stracimy… Chciałam cię ochronić po swojemu.

– Ochronić? Okradając mnie?

– Myślisz, że to było łatwe? Każdej nocy śni mi się twój ojciec…

Wtedy po raz pierwszy zobaczyłem w niej człowieka – nie potwora. Ale czy to wystarczyło?

Sąd uznał testament za nieważny. Dostałem mieszkanie i część oszczędności. Mama została sama w pustym domu na wsi.

Czasem dzwonię do niej z wyrzutami sumienia. Czasem ona dzwoni do mnie i płacze.

Czy można wybaczyć komuś, kto odebrał ci nie tylko pieniądze, ale i poczucie bezpieczeństwa? Czy rodzina to tylko więzy krwi? A może coś więcej?