Kiedy Teściowa Staje się Współlokatorką: Mój Życie w Cieniu Jej Nowego Szczęścia
– Marto, zrobisz jeszcze herbatę? Stefan lubi z cytryną! – głos pani Haliny rozbrzmiewał z kuchni, kiedy próbowałam po raz trzeci tego wieczoru uśpić moją córkę, Zosię. Zosia płakała, bo nie mogła zasnąć przez głośne rozmowy i śmiechy dobiegające zza ściany. Poczułam, jak narasta we mnie złość, ale zacisnęłam zęby. Nie chciałam kolejnej awantury przy dziecku.
Nigdy nie przypuszczałam, że moje życie tak się potoczy. Kiedy Bartek zaproponował, byśmy na jakiś czas zamieszkali u jego mamy, żeby odłożyć na własne mieszkanie, myślałam, że to tylko kilka miesięcy. Pani Halina była wdową od lat, wydawała się spokojna i zamknięta w sobie. Ale wszystko zmieniło się pewnego czerwcowego popołudnia.
– Marta, poznaj Stefana. To mój kolega z dawnych lat. Wpadł na herbatę – powiedziała teściowa, a ja zobaczyłam starszego pana z siwą brodą i nieodłącznym papierosem w dłoni. Pomyślałam: „Herbata i do domu”. Ale Stefan został na kolację. I na śniadanie następnego dnia. A potem na cały tydzień.
Bartek tylko wzruszał ramionami: – Mama jest szczęśliwa. Nie możemy jej tego zabronić.
– A nam kto pomoże? Zosia nie śpi, ja nie mam gdzie się schować przed tym hałasem! – syknęłam przez zaciśnięte zęby.
– Przecież to tylko chwilowe – odpowiadał Bartek, unikając mojego wzroku.
Chwilowe… To słowo powtarzałam sobie jak mantrę, kiedy Stefan rozkładał swoje rzeczy w salonie i zostawiał niedopałki na parapecie. Pani Halina promieniała – śmiała się, gotowała obiady jak za dawnych lat, nawet zaczęła śpiewać pod nosem. Ale ja czułam się coraz bardziej niewidzialna.
Pewnego wieczoru, kiedy zbierałam talerze po kolacji, Stefan odezwał się do mnie:
– Wiesz, Marto, dobrze mieć kogoś bliskiego na starość. Twoja teściowa to złota kobieta. Powinnaś być dumna z takiej rodziny.
Przełknęłam ślinę. – Wiem, co to rodzina. Ale tu już nie ma miejsca na naszą rodzinę. Jest tylko chaos.
Pani Halina spojrzała na mnie z wyrzutem: – Marta, jesteś niesprawiedliwa. Ty też tu przyszłaś, gdy potrzebowałaś pomocy. Teraz ja mam wsparcie i nagle wszystkim to przeszkadza?
Tej nocy nie zmrużyłam oka. Bartek leżał obok mnie sztywny jak deska. Czułam się zdradzona przez wszystkich.
Kolejne dni były jak chodzenie po linie nad przepaścią. Stefan próbował zaprzyjaźnić się z Zosią, opowiadał jej historie o swoim dzieciństwie na wsi, ale ona chowała się za mną. Ja coraz częściej wychodziłam z nią na plac zabaw tylko po to, by nie słyszeć śmiechów i rozmów za ścianą.
Któregoś popołudnia podeszła do mnie sąsiadka, pani Grażyna:
– Słyszałam, że macie nowego domownika? – zapytała z przekąsem.
– Tak… I chyba już nas za dużo na ten metraż – odpowiedziałam bez entuzjazmu.
– Powiem ci jedno: postaw granice teraz albo nigdy nie odzyskasz spokoju – poradziła stanowczo.
Te słowa dźwięczały mi w głowie przez cały wieczór. W końcu zebrałam się na odwagę i usiadłam z Bartkiem przy kuchennym stole.
– Nie dam już rady. Albo ustalimy zasady razem ze wszystkimi albo wyprowadzam się z Zosią do moich rodziców.
Bartek patrzył na mnie jakbym mówiła w obcym języku.
– Marta… Mama się obrazi…
– A ja? Ja już się nie liczę? Nasza córka?
Następnego dnia usiedliśmy wszyscy razem: ja, Bartek, pani Halina i Stefan. Ręce mi drżały.
– Ten dom jest za mały dla nas wszystkich. Rozumiem wasze szczęście, ale Zosia i ja potrzebujemy spokoju. Proszę was o przemyślenie sytuacji: albo Stefan znajdzie inne rozwiązanie albo my na jakiś czas wyprowadzimy się do moich rodziców.
Pani Halina rozpłakała się. Stefan milczał. Bartek ściskał moją dłoń pod stołem.
Przez kilka następnych dni w domu panowała cisza jak przed burzą. Czułam wyrzuty sumienia, ale też ulgę – wreszcie powiedziałam głośno to, co mnie dręczyło.
Ostatecznie Stefan wyjechał do swojej córki pod Krakowem z obietnicą odwiedzin raz w miesiącu.
Pani Halina przez kilka dni nie odzywała się do mnie ani słowem. Ale Zosia znów zaczęła spokojnie spać.
Czasem zastanawiam się: czy byłam egoistką? Czy może po prostu chroniłam swoją rodzinę? Czy stawianie granic w rodzinie to luksus czy konieczność? A wy… musieliście kiedyś wybierać między własnym spokojem a szczęściem innych?