Mamo, dlaczego to zrobiłaś?

– Mamo, dlaczego to zrobiłaś? – mój głos drżał, a dłonie ściskały telefon tak mocno, że aż zbielały mi knykcie. Siedziałem na ławce w parku, patrząc na dzieci bawiące się w piaskownicy, a świat wokół mnie nagle przestał istnieć. Wszystko zaczęło się od zwykłego telefonu – chciałem tylko zapytać, jak się czuje po ostatniej wizycie u lekarza. Nie spodziewałem się, że ta rozmowa zmieni moje życie na zawsze.

– Michałku… – usłyszałem jej cichy głos po drugiej stronie. – Musisz wiedzieć prawdę. Już nie mogę dłużej tego ukrywać.

Poczułem, jak serce zaczyna mi walić. Prawda? Jaka prawda? Przecież wszystko było jasne: ja, mama i tata – nasza mała rodzina z blokowiska na Pradze. Ojciec zmarł nagle pięć lat temu, zostawiając nas samych. Od tamtej pory to ja byłem jej wsparciem. A teraz…

– Mamo, mówisz poważnie? – prawie krzyczałem do słuchawki. – Jestem twoim jedynym synem! Co jeszcze przede mną ukrywasz?

Mama zamilkła na chwilę. Słyszałem jej oddech, ciężki i urywany. W tle szczekał pies sąsiadów. – Michał… Twój ojciec… on nie był twoim biologicznym ojcem.

Zamarłem. Przez chwilę miałem wrażenie, że to jakiś żart. Ale mama nigdy nie żartowała w ten sposób.

– Co ty mówisz? – wyszeptałem. – Jak to możliwe?

– To długa historia… – zaczęła, a ja poczułem, jak łzy napływają mi do oczu. – Byłam młoda, głupia… Zakochałam się w kimś innym. Twój ojciec o wszystkim wiedział, ale postanowił cię wychować jak własnego syna. Kochał cię całym sercem.

Nie mogłem tego pojąć. Całe życie żyłem w przekonaniu, że jestem jego synem. Wszystkie wspomnienia – wspólne wyjazdy nad morze, wieczory przy planszówkach, jego duma, gdy odbierałem świadectwo z czerwonym paskiem…

– Dlaczego mi nie powiedziałaś wcześniej? – spytałem cicho.

– Bałam się. Bałam się, że mnie znienawidzisz. Że stracę cię tak samo, jak straciłam jego.

W tej chwili poczułem się tak samotny jak nigdy dotąd. Spojrzałem na swoje odbicie w ekranie telefonu i zobaczyłem kogoś obcego.

– Kim był mój prawdziwy ojciec? – zapytałem po chwili milczenia.

Mama westchnęła ciężko. – To był Marek… Twój nauczyciel matematyki z podstawówki.

Zatkało mnie. Marek? Ten sam Marek, który zawsze patrzył na mnie z dziwnym smutkiem w oczach? Który czasem zostawał po lekcjach i rozmawiał z mamą na korytarzu?

– On wie? – spytałem drżącym głosem.

– Wiedział od początku. Ale miał własną rodzinę… Nie chciał wszystkiego niszczyć.

W tej chwili poczułem narastającą złość. Złość na mamę, na Marka, na ojca, który przez lata żył z tym ciężarem i nigdy nic nie powiedział. Złość na siebie, że niczego nie zauważyłem.

– Michał… Proszę cię… – mama zaczęła płakać. – Wiem, że to trudne. Ale musiałam ci powiedzieć. Nie mogłam już dłużej żyć z tym kłamstwem.

Nie odpowiedziałem. Rozłączyłem się i przez długą chwilę siedziałem bez ruchu. Ludzie przechodzili obok mnie, dzieci śmiały się w oddali, a ja czułem się jakby świat się zatrzymał.

Przez kolejne dni unikałem mamy. Nie odbierałem telefonów, nie odpisywałem na wiadomości. W pracy byłem nieobecny duchem; szef zwrócił mi uwagę, że popełniam błędy w raportach. Przyjaciele pytali, co się dzieje, ale nie potrafiłem im odpowiedzieć.

W końcu postanowiłem spotkać się z Markiem. Umówiłem się z nim pod pretekstem konsultacji matematycznych dla mojego kuzyna. Gdy wszedłem do jego mieszkania na Grochowie, poczułem znajomy zapach kawy i starych książek.

– Michał! Dawno cię nie widziałem – uśmiechnął się lekko zakłopotany.

Usiadłem naprzeciwko niego i przez chwilę milczeliśmy.

– Wiem wszystko – powiedziałem w końcu cicho.

Marek spuścił wzrok. – Twoja mama do mnie dzwoniła… Przepraszam cię za wszystko.

– Dlaczego nigdy mi nie powiedzieliście?

Westchnął ciężko. – Bałem się. Miałem wtedy żonę, małe dziecko… Twoja mama była dla mnie kimś wyjątkowym, ale nie mogłem zostawić rodziny. Twój ojciec był wielkim człowiekiem; zgodził się wychować cię jak własnego syna.

Poczułem łzy napływające do oczu. – A ja? Kim ja jestem? Czy całe moje życie było kłamstwem?

Marek podszedł do mnie i położył rękę na moim ramieniu.

– Jesteś Michałem. I zawsze nim będziesz. To nie geny czynią nas tym, kim jesteśmy.

Wyszedłem stamtąd jeszcze bardziej zagubiony niż wcześniej. Przez kolejne tygodnie próbowałem poukładać sobie wszystko w głowie. Rozmawiałem z psychologiem, próbowałem wybaczyć mamie i Markowi, ale rana była świeża i głęboka.

W końcu odwiedziłem mamę. Siedziała przy kuchennym stole z kubkiem herbaty w dłoniach.

– Przepraszam cię, synku – wyszeptała przez łzy.

Usiadłem naprzeciwko niej i długo milczeliśmy.

– Chciałbym wierzyć, że kiedyś ci wybaczę – powiedziałem w końcu cicho. – Ale teraz muszę najpierw wybaczyć sobie.

Patrzyliśmy na siebie długo w milczeniu. W jej oczach widziałem ból i nadzieję jednocześnie.

Czasem zastanawiam się: czy lepiej żyć w kłamstwie i być szczęśliwym, czy znać całą prawdę i cierpieć? Czy rodzina to tylko więzy krwi? Może najważniejsze jest to, kto był przy nas wtedy, gdy najbardziej tego potrzebowaliśmy?