Nie jestem tylko mamą – historia o utracie siebie i walce o własną godność
– Znowu nie umyłaś naczyń? – głos Pawła odbił się echem w ciasnej kuchni naszego mieszkania na warszawskim Ursynowie. Stałam przy zlewie, z rękami zanurzonymi w zimnej wodzie, a łzy mieszały się z pianą. W pokoju obok płakała nasza dwumiesięczna córka, Zosia.
– Przepraszam, po prostu… nie zdążyłam – wyszeptałam, czując jak gardło ściska mi się od bezsilności. Paweł przewrócił oczami i bez słowa wyszedł z kuchni. Usłyszałam trzask drzwi do łazienki.
To był kolejny dzień, kiedy czułam się jak cień samej siebie. Kiedyś byłam Magdą – kobietą z planami, marzeniami, pasją do fotografii i śmiechem, który rozbrzmiewał wśród przyjaciół. Teraz byłam tylko „mamą”, a moje życie kręciło się wokół przewijania, karmienia i niekończącego się zmęczenia.
Pamiętam, jak jeszcze rok temu siedzieliśmy z Pawłem w naszej ulubionej kawiarni na Mokotowie. Śmialiśmy się, planowaliśmy podróże, rozmawialiśmy o wszystkim. Teraz nasze rozmowy ograniczały się do krótkich poleceń i pretensji. On wracał z pracy zmęczony i rozdrażniony, ja czekałam na niego jak na wybawienie, a potem czułam się jeszcze bardziej samotna.
Najgorsze były noce. Zosia budziła się co dwie godziny, a ja zrywałam się na dźwięk jej płaczu. Paweł spał twardo, czasem tylko odwracał się na drugi bok i mruczał: „Cicho ją uspokój”. Siedziałam wtedy w ciemnym pokoju, tuląc córkę do piersi i płacząc razem z nią. Czułam się niewidzialna – dla niego, dla świata, nawet dla samej siebie.
Pewnego dnia zadzwoniła do mnie mama.
– Madziu, jak się czujesz? – zapytała cicho.
– Dobrze… – skłamałam odruchowo.
– Słyszę po głosie, że nie jest dobrze. Może przyjadę na kilka dni?
– Nie trzeba, mamo. Dam sobie radę.
Nie chciałam jej martwić. W końcu bycie matką to coś naturalnego, prawda? Każda kobieta przez to przechodzi. Ale ja czułam się tak, jakby ktoś wyrwał mi serce i zostawił pustkę.
Zaczęłam unikać znajomych. Kiedy Basia zaproponowała spotkanie w parku z dziećmi, wymówiłam się katarem Zosi. Nie chciałam, żeby widzieli mnie taką – zmęczoną, zaniedbaną, bez energii. Przeglądałam Instagram i widziałam uśmiechnięte mamy z idealnie ułożonymi włosami i dziećmi w modnych ubrankach. Czułam się jeszcze gorzej.
Któregoś wieczoru Paweł wrócił później niż zwykle. Pachniał perfumami, których nie znałam.
– Gdzie byłeś? – zapytałam cicho.
– Miałem spotkanie służbowe – odpowiedział bez patrzenia mi w oczy.
Chciałam mu wierzyć, ale coś we mnie pękło. Przez kolejne dni unikał mojego wzroku, coraz częściej wychodził z domu pod pretekstem pracy. Ja coraz bardziej zamykałam się w sobie.
Zosia zaczęła mieć kolki. Płakała godzinami, a ja razem z nią. Pewnej nocy nie wytrzymałam – zadzwoniłam do mamy i poprosiłam ją o pomoc. Przyjechała następnego dnia rano. Kiedy zobaczyła mnie bladą i zapuchniętą od płaczu, objęła mnie mocno.
– Madziu, musisz zadbać o siebie – powiedziała stanowczo. – Nie jesteś tylko mamą. Jesteś też Magdą.
Te słowa długo dźwięczały mi w głowie. Ale jak miałam zadbać o siebie, skoro nie miałam siły nawet umyć włosów?
Mama została u nas przez tydzień. Pomagała przy Zosi, gotowała obiady i próbowała rozmawiać z Pawłem. On jednak coraz bardziej oddalał się od nas obu. Pewnego wieczoru usłyszałam ich rozmowę w kuchni.
– Paweł, widzę co się dzieje. Magda potrzebuje wsparcia.
– Ja też jestem zmęczony! – wybuchnął Paweł. – Nikt mnie nie pyta, jak ja się czuję!
– Ale ty możesz wyjść do pracy, spotkać ludzi… Ona jest tu sama cały dzień!
Zamilkli na chwilę. Poczułam ulgę, że ktoś w końcu wypowiedział to na głos.
Po wyjeździe mamy było trochę lepiej – przez kilka dni czułam jej obecność jak ciepły koc otulający moje ramiona. Ale potem wszystko wróciło do normy: samotność, zmęczenie, poczucie winy.
Któregoś dnia spojrzałam w lustro i zobaczyłam kobietę z podkrążonymi oczami i matowymi włosami. „Gdzie jesteś, Magdo?” – zapytałam siebie w myślach.
Postanowiłam zrobić coś dla siebie. Zapisałam się na zajęcia jogi dla młodych mam w pobliskim domu kultury. Bałam się pierwszego spotkania – czy Zosia będzie płakać? Czy inne mamy będą patrzeć na mnie z politowaniem? Ale już po pierwszych minutach poczułam ulgę. Były tam kobiety takie jak ja – zmęczone, zagubione, ale gotowe walczyć o siebie.
Po zajęciach usiadłyśmy w kółku i zaczęłyśmy rozmawiać o swoich problemach. Jedna z dziewczyn powiedziała: „Czasem mam ochotę uciec z domu i nigdy nie wrócić”. Inna przyznała: „Czuję się niewidzialna dla męża”. Poczułam, że nie jestem sama.
Zaczęłam powoli wracać do życia. Raz w tygodniu zostawiałam Zosię pod opieką mamy lub teściowej i szłam na spacer sama ze sobą – bez wózka, bez pieluchy w torebce. Zaczęłam znów robić zdjęcia telefonem – kwiatom na trawniku przed blokiem, promieniom słońca na szybie autobusu.
Paweł zauważył zmianę.
– Coś się stało? – zapytał pewnego wieczoru.
– Próbuję odzyskać siebie – odpowiedziałam spokojnie.
Spojrzał na mnie długo i po raz pierwszy od miesięcy zobaczyłam w jego oczach cień dawnej czułości.
Nie wiem jeszcze, dokąd zaprowadzi mnie ta droga. Wiem tylko jedno: nie jestem tylko mamą. Jestem też Magdą – kobietą z marzeniami i prawem do własnego życia.
Czy można odzyskać siebie po tym wszystkim? Czy da się być dobrą matką i nie zgubić własnej duszy? Czasem myślę: jeśli ja mogę spróbować, może inne kobiety też znajdą w sobie odwagę.