Szczęście czy nieszczęście? Historia Irki, którą życie wystawiło na próbę

— Irka, ty to masz szczęście! — usłyszałam za plecami głos Magdy, kiedy pakowałam plecak na wyjazd do Zakopanego. — Gdyby nie ja, to byś całe lato przesiedziała w domu z książkami!

Uśmiechnęłam się tylko lekko. Magda zawsze była duszą towarzystwa, a ja… cóż, byłam tą cichą, niepozorną dziewczyną, którą koleżanki nazywały „szczęściarą-głupką”. Bo przecież wszystko mi się „przypadkiem” udawało: a to wygrałam bilet do kina, a to dostałam lepszą ocenę niż się spodziewałam. Ale czy to naprawdę było szczęście?

W Zakopanem słońce grzało mocniej niż zwykle. Magda ciągnęła mnie od jednej atrakcji do drugiej, ale ja najbardziej lubiłam wieczory na tarasie u jej ciotki. To właśnie tam po raz pierwszy zobaczyłam Marcina. Przystojny, wysoki mężczyzna z wojskową postawą i spojrzeniem, które przeszywało na wskroś. Wynajmował pokój w sąsiedztwie i często wpadał do nas na herbatę.

— Irka, poznaj Marcina. To podpułkownik w stanie spoczynku — przedstawiła nas Magda z błyskiem w oku.

— Miło mi — powiedziałam cicho, czując jak policzki mi płoną.

Marcin był inny niż wszyscy mężczyźni, których znałam. Opowiadał o życiu w wojsku, o misjach za granicą, o ludziach, których spotkał i stracił. Słuchałam go z zapartym tchem. On też słuchał mnie — pierwszy raz ktoś naprawdę chciał wiedzieć, co myślę i czuję.

Wieczorami chodziliśmy razem na spacery po Krupówkach. Magda śmiała się potem: — Irka, ty to masz szczęście! Taki facet! I jeszcze cię słucha!

Nie wiedziałam wtedy, że to „szczęście” będzie początkiem czegoś, co zmieni całe moje życie.

Po powrocie do domu Marcin zaczął do mnie pisać. Najpierw krótkie wiadomości: „Jak minął dzień?”, „Tęsknię za naszymi rozmowami”. Potem długie listy pełne wyznań i wspomnień. Czułam się wyjątkowa. Moja mama patrzyła na mnie z niepokojem:

— Irka, on jest od ciebie dużo starszy. Zastanów się dobrze.

Ale ja nie chciałam słuchać ostrzeżeń. Wierzyłam, że znalazłam kogoś, kto mnie rozumie.

Po kilku miesiącach Marcin zaprosił mnie do siebie do Krakowa. Pojechałam bez wahania. Jego mieszkanie było pełne książek i pamiątek z podróży. Spędziliśmy razem cudowny weekend. Wtedy pierwszy raz powiedział mi, że mnie kocha.

— Irka, jesteś moim szczęściem — szeptał mi do ucha.

Wróciłam do domu jak na skrzydłach. Magda była zachwycona:

— No widzisz? Mówiłam! Ty to masz szczęście!

Ale mama była coraz bardziej zmartwiona.

— On jest wdowcem. Ma dziecko. Jesteś pewna, że jesteś na to gotowa?

Nie byłam pewna niczego poza tym, że chcę być z Marcinem.

Zaczęły się pierwsze problemy. Marcin coraz częściej był zamyślony i rozdrażniony. Czasem znikał na kilka dni bez słowa. Tłumaczył się pracą albo problemami z synem.

Pewnego dnia zadzwoniła do mnie jego była teściowa.

— Pani Ireno, proszę zostawić Marcina w spokoju. On jeszcze nie uporał się ze śmiercią żony. Pani tylko wszystko komplikuje.

Byłam w szoku. Marcin nigdy nie mówił o swojej żonie ani o tym, jak bardzo jej strata go dotknęła.

Zaczęłam zadawać mu pytania. Unikał odpowiedzi.

— Irka, nie rozumiesz… To wszystko jest trudniejsze niż myślisz — mówił zniecierpliwiony.

Czułam się coraz bardziej samotna. Magda miała już nowego chłopaka i coraz rzadziej odbierała ode mnie telefony.

W końcu nadszedł dzień, kiedy Marcin przestał się odzywać zupełnie. Pisałam do niego codziennie przez dwa tygodnie. Bez odpowiedzi.

Pewnego wieczoru pojechałam do Krakowa bez zapowiedzi. Zastałam go w mieszkaniu z inną kobietą.

— Irka… To nie tak jak myślisz… — zaczął tłumaczyć się Marcin.

Ale ja już wiedziałam wszystko. Moje „szczęście” okazało się największym nieszczęściem mojego życia.

Wróciłam do domu rozbita. Mama przytuliła mnie bez słowa. Przez kilka tygodni nie wychodziłam z pokoju. Czułam się głupia i wykorzystana.

Magda przyszła po miesiącu:

— Irka… Przepraszam, że cię zostawiłam samą. Ale wiesz co? Może czasem lepiej być głupią szczęściarą niż cyniczną realistką?

Nie odpowiedziałam jej wtedy nic. Długo nie mogłam sobie wybaczyć własnej naiwności.

Dziś patrzę na tamte wydarzenia inaczej. Może rzeczywiście miałam szczęście — bo dzięki tej historii nauczyłam się czegoś o sobie i o ludziach. Ale czasem zastanawiam się: czy lepiej być szczęśliwą i naiwną czy mądrą i wiecznie podejrzliwą? Czy można ufać własnemu sercu bez obawy przed kolejnym rozczarowaniem?

A wy… co byście zrobili na moim miejscu?