„Mamo, dlaczego nie mogę sam wybrać, z kim chcę mieszkać?” – Historia o tym, jak trudno być lojalnym wobec siebie i rodziny
– Bartek, nie rozumiem cię! – głos mamy drżał, a jej oczy błyszczały łzami. – Twój ojczym jest dla ciebie obcy. Dlaczego chcesz z nim mieszkać? Przecież to ja cię wychowałam!
Stałem w przedpokoju, ściskając w dłoni plecak. W powietrzu wisiał zapach smażonej cebuli i świeżo wypranych ubrań. Za oknem szarzało, a śnieg padał gęsto, tłumiąc dźwięki miasta. Miałem siedemnaście lat i czułem się, jakbym miał sto – zmęczony, rozdarty, bezradny.
– Mamo, proszę… – zacząłem, ale głos ugrzązł mi w gardle. – To nie tak, że cię nie kocham. Po prostu…
– Po prostu co? – przerwała mi ostro. – Po prostu wolisz obcego faceta ode mnie? Po tym wszystkim, co dla ciebie zrobiłam?
Nie wiedziałem, jak jej to wytłumaczyć. Może nawet sam nie rozumiałem. Ale od kiedy mama poznała Marka – mojego ojczyma – wszystko się zmieniło. Z początku był miły, starał się mnie przekonać do siebie. Ale potem zaczął się dystansować. Zamykał się w swoim pokoju, wracał późno z pracy, a kiedy już był w domu, rozmawiał tylko z mamą. Ja byłem jak mebel – obecny, ale niewidzialny.
Mama była coraz bardziej nerwowa. Krzyczała o byle co: że nie wyniosłem śmieci, że nie odrobiłem lekcji, że za długo siedzę przy komputerze. Czułem się jak intruz we własnym domu. A potem pojawiła się propozycja – tata biologiczny, którego widywałem rzadko i z którym kontakt był raczej chłodny, zaproponował mi, żebym zamieszkał z nim na jakiś czas. Nie wiedziałem, co robić.
Ale wtedy Marek podszedł do mnie któregoś wieczoru.
– Bartek… – powiedział cicho, siadając obok mnie na kanapie. – Wiem, że nie jestem twoim ojcem i pewnie nigdy nie będę. Ale jeśli chcesz pogadać… albo po prostu pobyć w spokoju… możesz na mnie liczyć.
To było pierwszy raz od miesięcy, kiedy ktoś naprawdę mnie wysłuchał. Nie oceniał. Nie krzyczał.
Od tamtej pory zacząłem spędzać więcej czasu z Markiem. Oglądaliśmy mecze, czasem razem gotowaliśmy albo po prostu milczeliśmy przy herbacie. Mama patrzyła na to z rosnącą irytacją.
– On cię manipuluje! – wykrzyczała pewnego dnia. – Chce cię ode mnie odebrać!
– Mamo, przestań! – wybuchłem wtedy pierwszy raz w życiu. – To ty mnie odpychasz! Ty nie chcesz mnie słuchać!
Wybiegłem wtedy z domu i długo błąkałem się po osiedlu. Śnieg topniał pod moimi butami, a ja czułem się coraz bardziej samotny.
W końcu wróciłem do mieszkania Marka. Siedział przy stole i czytał gazetę.
– Chcesz pogadać? – zapytał spokojnie.
Usiadłem naprzeciwko niego i po raz pierwszy od dawna poczułem ulgę.
Przez kolejne tygodnie sytuacja tylko się zaostrzała. Mama dzwoniła codziennie, płakała do słuchawki, groziła sądem rodzinnym. Marek próbował ją uspokoić, ale ona nie chciała słuchać.
– Bartek jest moim synem! – krzyczała przez telefon. – Nie pozwolę ci go zabrać!
W szkole zaczęli plotkować. „Bartek mieszka z ojczymem? Co za dziwactwo!” Nauczycielka wychowawczyni zaprosiła mnie na rozmowę.
– Bartek, czy wszystko w porządku w domu? – zapytała z troską.
Nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Czy wszystko w porządku? Czy to normalne, że własna matka traktuje cię jak wroga?
W końcu nadszedł dzień rozprawy sądowej. Siedziałem na ławce przed salą rozpraw z Markiem po jednej stronie i mamą po drugiej. Mama płakała cicho, Marek milczał i ściskał mi dłoń.
Sędzia spojrzała na mnie surowo.
– Bartku, powiedz nam szczerze: gdzie chcesz mieszkać?
Spojrzałem na mamę – jej oczy były czerwone od płaczu. Spojrzałem na Marka – jego twarz była spokojna, ale widziałem napięcie w jego szczęce.
– Chcę mieszkać tam, gdzie ktoś mnie słucha i szanuje – powiedziałem cicho.
Po rozprawie mama długo nie odzywała się do mnie. Próbowałem dzwonić, pisać SMS-y, ale odpowiadała chłodno albo wcale.
Marek starał się być wsparciem, ale widziałem, że też jest mu ciężko.
– Bartek… czasem trzeba wybrać siebie – powiedział mi kiedyś wieczorem. – Nawet jeśli inni tego nie rozumieją.
Dziś mam dwadzieścia lat i nadal nie wiem, czy postąpiłem dobrze. Mama powoli zaczyna się do mnie odzywać, ale nasza relacja już nigdy nie będzie taka sama. Marek stał się dla mnie kimś bliskim – może nie ojcem, ale przyjacielem.
Często zastanawiam się: czy można być lojalnym wobec siebie i jednocześnie nie ranić najbliższych? Czy wybierając własne szczęście zawsze musimy kogoś skrzywdzić? Co Wy o tym myślicie?