Wina tkwi w powietrzu – historia Magdy z podwarszawskiego Pruszkowa

Wszystko zaczęło się tamtego wieczoru, gdy wróciłam do domu i zastałam rodziców kłócących się w kuchni. Krzyczała mama, tata trzaskał szafkami, a ja stałam w progu, ściskając w dłoni klucz do mieszkania. – Magda, zamknij drzwi! – wrzasnęła mama, nie odwracając się nawet w moją stronę. – Niech sąsiedzi nie słyszą naszych brudów!

Miałam wtedy siedemnaście lat i czułam, jakby powietrze w naszym mieszkaniu było gęste od winy i niedopowiedzeń. Tata rzucił ścierką o blat. – To przez ciebie wszystko! – wykrzyczał. – Gdybyś nie była taka uparta, nie musielibyśmy się teraz martwić!

Nie wiedziałam jeszcze wtedy, o co chodzi. W mojej rodzinie nigdy nie mówiło się wprost. Zamiast rozmów były domysły, zamiast wsparcia – ironiczne uwagi. Mama zawsze powtarzała: „Lepiej nie wychylać się z problemami, bo ludzie tylko czekają, żeby cię zniszczyć”.

Mój brat, Tomek, był oczkiem w głowie rodziców. Zawsze miał lepsze oceny, grał w piłkę nożną w lokalnym klubie i przynosił do domu puchary. Ja byłam tą „trudną”, tą, która czytała książki zamiast chodzić na imprezy i zadawała za dużo pytań. – Magda, czemu nie możesz być jak Tomek? – pytała mama przy każdej okazji. – On przynajmniej nie przynosi nam wstydu.

Pewnego dnia Tomek wrócił do domu z podbitym okiem. Mama zamarła na widok jego twarzy. – Co się stało?!
– Nic takiego – burknął Tomek i zamknął się w swoim pokoju.
– Magda, idź zobacz, co z nim – poleciła mi mama.

Zapukałam cicho do drzwi.
– Spadaj – usłyszałam.
– Tomek…
– Mówię ci: spadaj!

Zostawiłam go samego. Wieczorem podsłuchałam rozmowę rodziców.
– To przez nią! – szeptał tata. – Gdyby Magda nie rozpowiadała o naszych sprawach, Tomek by nie oberwał.
– Przestań! To nie jej wina!
– Ona zawsze wszystko komplikuje!

Poczułam się jak intruz we własnym domu. Zaczęłam coraz częściej wychodzić na długie spacery po Pruszkowie, żeby nie słyszeć tych kłótni. W parku spotykałam się z Olą, moją jedyną przyjaciółką. To ona jako pierwsza dowiedziała się o tym, co działo się u mnie w domu.

– Magda, musisz z nimi porozmawiać – radziła Ola. – Może jak im powiesz, co czujesz…
– Oni mnie nie słuchają. Dla nich liczy się tylko Tomek.
– Ale przecież jesteś ich córką!
– Czasem mam wrażenie, że to pomyłka…

Wkrótce okazało się, że Tomek ma poważne kłopoty. Został przyłapany na kradzieży w sklepie spożywczym na osiedlu. Policja przywiozła go do domu wieczorem. Mama płakała, tata krzyczał:
– Co ty sobie wyobrażasz?! Chcesz nas pogrążyć?!
Tomek milczał i patrzył gdzieś poza nas.

Następnego dnia cała szkoła już wiedziała o incydencie. Koledzy Tomka zaczęli go unikać. Ja za to usłyszałam na korytarzu:
– To przez twojego brata teraz wszyscy patrzą na nas jak na złodziei!

Wróciłam do domu i zamknęłam się w łazience. Siedziałam na zimnych kafelkach i płakałam bezgłośnie. Wtedy mama zapukała do drzwi.
– Magda… otwórz…
Nie odpowiedziałam.
– Proszę cię…

Otworzyłam drzwi po kilku minutach. Mama stała z czerwonymi oczami.
– Przepraszam cię… Nie powinnam była tak mówić…
– Nic nie szkodzi – skłamałam.

Ale szkodziło. Coraz bardziej czułam się niewidzialna. Rodzice skupili całą uwagę na Tomku: psycholog szkolny, rozmowy z kuratorem, wizyty u babci na wsi „dla przewietrzenia głowy”. Ja miałam radzić sobie sama.

Wtedy pojawił się Bartek. Poznałam go na zajęciach z języka angielskiego. Był inny niż wszyscy chłopcy ze szkoły: spokojny, uważny, potrafił słuchać.

– Masz ochotę pójść ze mną na spacer po parku Potulickich? – zapytał pewnego dnia.
Zgodziłam się bez wahania.

Spacerowaliśmy długo, rozmawiając o wszystkim: o książkach, muzyce, marzeniach o wyjeździe do Krakowa na studia.
– Chciałbym kiedyś zamieszkać gdzieś daleko stąd – powiedział Bartek.
– Ja też…

To on pierwszy pocałował mnie pod starym dębem przy stawie.

Kiedy powiedziałam o Bartku mamie, pokręciła głową:
– Lepiej uważaj na chłopaków z Pruszkowa…
Tata nawet nie podjął tematu.

Z Bartkiem czułam się szczęśliwa jak nigdy wcześniej. Ale los miał dla mnie inne plany.

Pewnego dnia wróciłam do domu i zobaczyłam Bartka siedzącego przy stole z moim ojcem. Atmosfera była napięta jak struna.
– Co tu robisz? – zapytałam zdziwiona.
Bartek spuścił wzrok.
– Twój ojciec chciał ze mną porozmawiać…
Tata spojrzał na mnie surowo:
– Magda, musimy porozmawiać.

Zabrali mnie do salonu.
– Dowiedzieliśmy się od sąsiadki, że widziano cię z Bartkiem późno wieczorem pod blokiem – zaczął tata. – Nie chcemy takich sytuacji!
– Ale przecież nic złego nie robiłam!
– Nie interesuje mnie to! Masz zakaz spotykania się z nim!

Wybiegłam z domu trzaskając drzwiami. Pobiegłam do Oli i rozpłakałam się jej na ramieniu.
– Oni nigdy mnie nie zrozumieją…
Ola przytuliła mnie mocno:
– Magda, musisz żyć dla siebie, nie dla nich…

Przez kolejne tygodnie spotykałam się z Bartkiem ukradkiem. Byliśmy szczęśliwi tylko wtedy, gdy byliśmy razem. Ale pewnego dnia Bartek przyszedł blady i zdenerwowany.
– Muszę ci coś powiedzieć…
– Co się stało?
– Moi rodzice się rozwodzą… Mama wyjeżdża do Niemiec i chce żebym pojechał z nią…
Poczułam jakby ktoś wyrwał mi serce.
– Kiedy?
– Za dwa tygodnie…

Przez te dwa tygodnie żyliśmy jak we śnie: długie spacery po parku, rozmowy do późna przez telefon, ukradkowe pocałunki pod klatką schodową.
W dniu wyjazdu Bartek przytulił mnie mocno:
– Obiecuję, że będziemy pisać…
Patrzyłam za odjeżdżającym autobusem i czułam pustkę większą niż kiedykolwiek wcześniej.

W domu nikt nie zauważył mojego smutku. Rodzice byli zajęci kolejnymi problemami Tomka: tym razem bójka pod szkołą i wezwanie na komisariat.
Mama płakała nocami w kuchni, tata coraz częściej wychodził „na piwo” do sąsiada z bloku obok.

Zaczęłam pisać pamiętnik. Tylko tam mogłam być sobą. Pisałam o tym, jak bardzo czuję się niewidzialna i jak bardzo tęsknię za Bartkiem.

Minęły miesiące. Skończyłam liceum z dobrymi wynikami i dostałam się na psychologię na Uniwersytet Warszawski. Rodzice byli dumni tylko przez chwilę – potem znów wrócili do swoich spraw.
Tomek wyjechał do pracy za granicę po kolejnej awanturze z tatą.

Na studiach poznałam nowych ludzi, ale długo nie potrafiłam nikomu zaufać tak jak Bartkowi czy Oli. Dopiero po roku odważyłam się otworzyć przed Anią z roku.

Pewnego dnia zadzwoniła mama:
– Magda… tata miał zawał…
Wróciłam do Pruszkowa natychmiast. W szpitalu zobaczyłam ojca słabego i przestraszonego jak nigdy wcześniej.
Usiadłam przy jego łóżku.
– Przepraszam cię… za wszystko…
Patrzyłam na niego przez łzy:
– Ja też przepraszam…

Po raz pierwszy od lat poczułam ulgę. Może właśnie wtedy zaczęliśmy budować coś nowego?
Tomek wrócił na pogrzeb dziadka kilka miesięcy później. Spotkaliśmy się całą rodziną przy stole po raz pierwszy od dawna. Było niezręcznie, ale nikt już nie krzyczał.

Dziś mam trzydzieści lat i własną rodzinę. Często wracam myślami do tamtych dni pełnych napięcia i żalu. Czy można naprawdę wybaczyć sobie i innym? Czy winy naszych rodziców muszą ciążyć nad nami całe życie?

Czasem patrzę na moją córkę i zastanawiam się: czy uda mi się przerwać ten łańcuch rodzinnych win? Czy Wy też czujecie czasem ciężar powietrza w swoim domu?